NIEDOPOWIEDZENIA 

Seungri — strony, Obrazki i wiele więcej na WordPress

Kichn±³ tak siarczy¶cie, ¿e razem z wyrem przenios³o go w sam ¶rodek innej scenerii; znalaz³ siê w obcym miejscu, lecz choæ by³o ono nieprzyjazne, to przecie¿ czu³ siê w nim tak, jakby kiedy¶ w nim by³.

Obok niego le¿a³ tapczan z Ignacym; Ignacy, ¶wintuch i ³obuz za m³odu, a teraz uk³adny i zesztywnia³y worek na dokuczaj±ce korzonki, zaczyna³ chrapaæ, co Jota sprowadza³o na ziemiê i zaczyna³ z innej beczki, zaczyna³ kuranty; zawsze pod rêk±, na wszelki wypadek, mia³ swój wierny, pami±tkowy, sêdziowski gwizdek, porêczny w wybuchowych sytuacjach, osadzaj±cy w zarodkach czyje¶ krewkie sk³onno¶ci, przywo³uj±cy g³uch± pomoc.

Zwykle czu³ siê w tej roli jak gamoñ w gorsecie. Dosta³ go od Anny, kobiety przyby³ej tu kilka lat wstecz, maj±cej imiê znane mu z dawien dawna. Jej podobieñstwo do tamtej polega³o tylko na imieniu, bo manierami, sposobem zagl±dania w oczy i patrzenia w nie, ³agodno¶ci± twarzy, szczero¶ci± i bezpretensjonalno¶ci± okazywanej sympatii, mog³aby oczarowaæ najzagorzalszego cynika.

Nawet na jego rozchrapanym s±siedzie wywiera³a dobre wra¿enie, a to du¿o, bo niewiele co wprawia³o go w milusi nastrój. Jot czu³ siê winny, ¿e odesz³a od niego, ale tylko trochê, bo Ignacego te¿ pu¶ci³a kantem.

Od czasu do czasu, po burzy, gdy by³o ich staæ na gwa³town± sympatiê i mogli byæ ze sob± tak blisko, jak niegdy¶, Jot tolerowa³ Ignacego, a on stara³ siê nie wspominaæ o niej. Do ich niepisanego rytua³u nale¿a³o mówienie o Annie - ona. Dla nich by³a przesz³o¶ci±, by³a ju¿ tylko sfiksowan± osob± o ledwie zarysowanej p³ci.

Ignacy by³ weso³ym typkiem, ale jego weso³o¶æ nie zdawa³a siê na ¶lepe, spontaniczne i g³o¶ne przypadki wyznaczane biegiem zdarzeñ, przeciwnie, nale¿a³a do pow¶ci±gliwych, przemy¶lanych, dyplomatycznych. Zanim wypowiedzia³ jakie¶ zdanie, którego sens móg³ zostaæ odebrany nie tak, jak zamierza³ go przedstawiæ, d³ugo siê nad nim zastanawia³, d³ugo toczy³ z nim wewnêtrzn± walkê

Nie nale¿a³ do strachliwców, do ludzi manifestacyjnie obnosz±cych siê ze swoj± desperacj± z byle powodu. Na co dzieñ chadza³ niedostêpnymi, szarugowymi ¶cie¿kami i zawsze po cichutku, bezszelestnie, ukradkowo, skradaj±co, papuciastym krokiem, jak gdyby chcia³ podkre¶liæ, ¿e jego ha³a¶liwe maniery nale¿± ju¿ do by³o - minê³o.

Kiedy uwa¿a³ to za konieczne, wychodzi³ poza teren i spotyka³ siê nie wiadomo z kim, na ogó³ z osobnikami o trefnym nastawieniu do tutejszego patrycjatu, do ludzi st±d, zwariowanych na punkcie normalno¶ci. Wymienia³ z nimi zdania krótkie, oznajmuj±ce, przewa¿nie trafne i na ogó³ logiczne, w zasadzie trzymaj±ce siê kupy, a dotycz±ce spraw, które go akurat poch³ania³y.
Wiêc jak zwykle, tak i teraz obudzi³ Ignacego gwizdkiem, a on, nieprzytomny, siad³ na prze¶cieradle i jak gdyby nie by³o miêdzy nimi ¿adnej przepa¶ci, ¿adnych osobnych lat i nagromadzonych do¶wiadczeñ, powraca³ do przerwanego w±tku, a kiedy gasi³ ¶wiat³o, Jot, przedzieraj±c siê przez egzaltowany, romantyczny obrazek wiosny, wyci±ga³ siê po kociemu i s³ucha³ wiatru, deszczu, kropel, opadaj±cego czasu.

...Ignacy bombowo nawija³ o mi³o¶ci. Godzinami potrafi³ o niej, dla niej, przez ni±, a Jot, gdy wschodzi³ ksiê¿ycowy wieczór, z zapartym tchem, pogr±¿ony w srebrze jego przygód, w jego niespo¿ytych, kolorowych i plastycznych fantazjach, wyobra¿a³ sobie, co widzia³ i co straci³, jakby przy tym by³ i jakby obchodzi³o go, co dalej, jak doszed³ do tego, ¿e jest tu, z ni±, stary i g³upi, a nie tam, w jej ramionach, m³ody i szczê¶liwy.

A dalej, nie nastêpowa³o nigdy; w jego opowiadaniach zawsze by³o to niedokoñczone, mgliste, poszarpane uczucie; nurza³o siê w niedopowiedzeniach, w ciemno¶ci, w niejasnych gestach i ruchach papierosowych ogników...
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl