Opowie¶ci z Barni / Ace(r) Ventura w ¦wiecie Harrego Pottera 

Seungri — strony, Obrazki i wiele więcej na WordPress

Witam ja was drodzy forumowicze. xd Dajê tutaj pierwszy (i wcale, ale to wcale nie ostatni) rozdzia³ fan ficka, który tworzy siê ju¿ od dobrych sze¶ciu miesiêcy. Co jeszcze? Jest niby w Hogwarcie, z ró¿d¿kami i eliksirami. Ale g³ównie stawiamy na humor. Humor, który mo¿e i nie trafi do ka¿dego, bo jest specyficzny. Jak kto¶ lubi idiotyczne ¿arty, to chyba tutaj mo¿e to znale¼æ. A wiêc - niniejszym ³apcie, rozdzia³ pierwszy.
A, póki pamiêtam. "Dzie³o" (s³odzê sobie ;D) ma dwóch autorów, nie jestem jedynym, który to pisze. Stanowiê tylko 50% za³ogi pisz±cej, tote¿ wszelakie wyrazy uznania nie powinny spadaæ jedynie na mnie, ¿e tak sobie za¿artowaæ pozwolê.
Rozdzia³ ³an

Deszcz bêbni³ z impetem o szyby pêdz±cego poci±gu, kiedy wysoki blondyn wchodzi³ do jednego z przedzia³ów, pochylaj±c g³owê, aby nie uderzyæ w futrynê. Przedzia³, w którym spokojnie zmie¶ci³oby siê dziesiêæ osób by³ okupowany przez grupê jego najlepszych przyjació³. Barni – bo tak wszyscy na niego mówili – by³ nietypowym ¦lizgonem. Od czasu otworzenia Hogwartu, rzadko¶ci± by³o, aby ¶lizgon przyja¼ni³ siê z krukonami czy gryfonami. Na twarzy Barneya Ollivandera, oszpeconej nieco zbyt krzywym nosem, go¶ci³ szeroki u¶miech, jednak spe³z³ z nich po chwili, aby ust±piæ miejsca zainteresowaniu. Rozleg³ siê jêk zawodu, a wszystkie pary oczu zwróci³y siê w kierunku Pittiego Crusera. Szesnastoletni blondyn trzyma³ w rêku bierkê i patrzy³ smutnymi oczami na pod³ogê, po której turla³y siê inne patyczki.
- I ca³± moj± koncentracjê szlag trafi³, cfelu! – krzykn±³ Pitti w kierunku Barneya. Ten tylko u¶miechn±³ siê krzywo i usiad³ pomiêdzy niedbale siedz±cym Acerem Risusem, a Pepe Szeriffem, przeszkadzaj±c im w burzliwej dyskusji na temat tego, czy kruki powinny byæ kastrowane, czy te¿ nie.
- Nie zgadniecie kogo widzia³em w jednym z przedzia³ów.
- Obawiam siê, ¿e zgadniemy. – mrukn±³ pod nosem Kris, który w³a¶nie wygarnia³ bierki spod jednego z siedzeñ – Czy¿by¶ mówi³ o m³odym Potterze? Te¿ go widzia³em. Porterów dwóch.. co nie? James i.. w³a¶ciwie to jak on ma na imiê?
- Albus Severus Potter – odezwa³ siê znad ‘Proroka Codziennego’ Drake Hikaru. – Jest tu o nim ca³kiem poka¼ni artyku³.. oczywi¶cie napisa³a go Skeeter. „Czy syn przero¶nie tatusia? Czy Harry Potter zniknie w cieniu swoich synów? W tym roku edukacjê w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie rozpocz±³ drugi syn Harrego Potter, Albus Severus Potter. Nosi imiona po dwóch czarodziejach, którzy mieli ogromny wp³yw na wydarzenia maj±ce miejsce niespe³na dwadzie¶cia lat temu. Czy nie okryje ich hañb±, id±c w ¶lady ojca i ³ami±c wszystkie mo¿liwe zasady?” Eh. A o tym, ¿e Potter jest bohaterem, ¿e uratowa³ spo³eczno¶æ czarodziejów pokonuj±c Voldemorta, to ju¿ wspomnieæ nie raczy³a. Czasami mam wra¿enie, ¿e ta baba nigdy siê nie zmieni.
- Cholerne bierki! – rzek³ zdenerwowanym g³osem Kris, siêgaj±c po ró¿d¿kê. – Lumos! - mrukn±³ pod nosem, a na czubku jego ró¿d¿ki zapali³o siê jaskrawe ¶wiat³o. Przy jej pomocy zacz±³ kontynuowaæ poszukiwania.
- Eh.. durniu. – mrukn±³, siedz±cy dot±d cicho Bobercik. Odgarn±³ z czo³a ciemne w³osy i siêgn±³ po swoj± ró¿d¿kê. –Accio bierki Pittiego!- rzek³ g³o¶no, a spod -jednego z siedzeñ wylecia³o kilka bierek. Z³apa³ je zrêcznie i z lekko za¿enowan± min± poda³ Krisowi. Kris by³ o tyle nietypowy, ¿e wszyscy zwracali siê do niego po nazwisku, rzadko siê zdarza³o, aby u¿yli imienia Matsuiama. Pewnie dlatego, ¿e Bobercik kiedy¶ uzna³ je za zbyt gejowskie Po chwili ca³a trójka powróci³a do gry, Drake znikn±³ za ‘Prorokiem Codziennym’ , a Pepe têpo wpatrywa³ siê w okno.
- Jeste¶ mi winien pojedynek, frycu- mrukn±³ Acer do Barneya, u¶miechaj±c siê lekko pod nosem – Za to, ¿e zgarn±³e¶ mi w zesz³ym roku znicza sprzed nosa, nie zapomnia³e¶?
- No! Fartuchu jeden! – wtr±ci³ siê Pitti, odrywaj±c wzrok od bierek. Kiedy mowa by³a o Quidittchu, nawet bierki stawa³y siê niewa¿ne. Ch³opak zawsze liczy³, ¿e pochwal± jego, wed³ug w³asnej opinii, b³yskotliwe komentarze. Pitti Cruser od pierwszego komentowanego meczu zdoby³ sympatiê kibiców. Jednak nie by³o to spowodowane jego talentem, a g³upawymi odzywkami, które uwa¿a³ za inteligentne.
- Zwalniamy.. – mrukn±³ Pepe wci±¿ wpatruj±c siê w okno, o które bêbni³ deszcz. Ca³y dzieñ by³ pochmurny i szary, lecz teraz by³o wyj±tkowo ciemno – Ale pogoda…. – doda³ jakby do siebie.

Czerwona lokomotywa wjecha³a na stacjê w Hogosmade, jedynej wiosce w ca³o¶ci zamieszkiwanej przez czarodziejów. Z wagonów, zas³aniaj± twarze przed wiatrem, wysypali siê rozgadani uczniowie, odziani w czarne szaty. Gromada dziewcz±t i ch³opców w wieku od jedenastu do siedemnastu lat zaczê³a siê powoli przesuwaæ ku miejscu, w którym sta³y powozy. Pojazdy te by³y o tyle nietypowe, ¿e ci±gnê³y je za sob± niewidzialne dla wiêkszo¶ci oczu potwory. Mniej wiêcej w po³owie drogi oddzielili siê pierwszoroczniacy, aby przep³yn±æ do Hogwartu na ³odziach. Reszta uczniów w ¿wawym tempie uwinê³a siê z wsiadaniem do powozów, które powoli potoczy³y siê ku wielkiemu zamkowi, szkole Magii i Czarodziejstwa. Kris, Bobercik, Pitti i Barni usiedli razem, w jednym z czarnych pojazdów, w którym s³ychaæ by³o bêbni±cy o niego deszcz.. Nie rozmawiali zbyt wiele, my¶lami byli ju¿ w Wielkiej Sali, gdzie sta³y suto zastawione sto³y.

Drzwi Wielkiej Sali otworzy³y siê na o¶cie¿ , i stan±³ w nich niski, nieco pyzaty mê¿czyzna. Neville Longbotom, nauczyciel zielarstwa wprowadzi³ pierwszoroczniaków do Wielkiej Sali. Przy czterech d³ugich sto³ach, rozstawionych równolegle do siebie, siedzieli uczniowie, teraz wszystkie twarze zwróci³y siê w kierunku du¿ych drewnianych drzwi. Rozleg³y siê podniecone g³osy, jednak po chwili ucich³y, jak i wszelkie inne rozmowy. Pitti schowa³ bierki za pazuchê. Neville postawi³ taboret przed sto³em nauczycielskim , a na nim po³o¿y³ Tiarê Przydzia³u. Rozdarcie przy górze tiary otworzy³o siê, a ta za¶piewa³a skrzekliwym g³osem:
- Dzi¶ nie bêdzie pouczenia,
wiem, ¿e chcecie do jedzenia!
Wiêc nie bêdê wam marudziæ,
by nie g³odziæ i nie nudziæ!
Kiedy skoñczy³a, na twarzach uczniów malowa³y siê weso³e u¶miechy. Znik³y, ustêpuj±c miejsca zaciekawieniu, kiedy znów odezwa³ siê Neville.
-Wyczytanych uczniów proszê, aby usiedli i za³o¿yli tiarê. Zrozumiane? Jina Aberthof!
Z t³umu wysz³a ma³a dziewczynka o rudych w³osach i piegowatej, pyzatej twarzy. Usiad³a niepewnie na sto³ku, zak³adaj±c sobie zniszczon± tiarê na g³owê. Na chwilê zapanowa³a wszechobecna cisza, jednak po krótkim czasie rozdarcie znów siê rozszerzy³o.
-HUFFELPUFF!
Przydzielanie wlek³o siê jak zawsze, stopniowo nasila³y siê rozmowy. Jednak, gdy rozleg³ siê okrzyk „Albus Potter” , gwar ucich³, a wszystkie twarze znów zwróci³y siê w kierunku tiary przydzia³u. Z ma³ej ju¿ grupki oczekuj±cych wyszed³ niski, czarnow³osy ch³opiec. Zielone, przera¿one, oczy wbite by³y w tiarê przydzia³u. Usiad³ i niepewnie na³o¿y³ j± na g³owê. Wszystkie jego w±tpliwo¶ci i obawy rozwia³y siê, gdy w Sali rozleg³ siê dono¶ny okrzyk „Gryffindor!” Barni zauwa¿y³ t³um wiwatuj±cych uczniów, przy stole w przeciwnym koñcu sali. U¶miechn±³ siê na widok klaszcz±cego Pepe i Drake’a. Móg³by przysi±c, ¿e kiedy m³ody Potter przechodzi³ ko³o sto³u nauczycielskiego, jego ojciec- nauczyciel Obrony Przed Czarn± Magi±- pokaza³ mu uniesiony w górê kciuk. Kiedy przydzielani byli ostatni uczniowie, m³ody Ollviander omiót³ wzrokiem salê, w poszukiwaniu pozosta³ych przyjació³. Odliczy³ wszystkich poza Krisem, ale nie mia³ czasu nad rozmy¶laniem nad tym, czemu go tam nie ma, gdy¿ pó³miski dooko³a niego nape³ni³y siê jedzeniem. Kiedy ju¿ wszyscy siê najedli i napili powsta³ dyrektor.
-Witajcie uczniowie. – rzek³ wysoki, czarnow³osy mê¿czyzna. Wygl±da³ na oko³o czterdziestu lat. – Nie bêdê was zanudzaæ przemowami, zwrócê siê tylko do pierwszoroczniaków: Jestem Christopher McBrianold, dyrektor Hogwartu i pragnê was poinformowaæ , i¿ wej¶cie do lasu na skraju b³oni jest stanowczo zakazane. Dodatkowo chcia³bym przedstawiæ wszystkim uczniom nowego nauczyciela transmutacji. Profesor McGonagall przesz³a na emeryturê, a na jej miejscu pragnê serdecznie powitaæ Serafina Terry’ego.
Kiedy dyrektor to powiedzia³, wsta³ m³ody mê¿czyzna. Odgarn±³ z czo³a czarne w³osy, po czym obdarzy³ wszystkich uczniów serdecznym u¶miechem. Skin±³ lekko g³ow±, i usiad³.
-Dodatkowo, chcia³bym pogratulowaæ parze nowych prefektów naczelnych.
Barni k±tem oka zauwa¿y³, ¿e Pepe wypina dumnie pier¶, na której po³yskiwa³a nowiutka oznaka z liter± PN. Kiedy znowu przeniós³ wzrok na dyrektora, ten ju¿ siedzia³. Uczniowie powoli wstawali od sto³ów, a po chwili ca³± gromad± udali siê do swoich pokoi wspólnych. Barney Ollivander przeciska³ siê przez t³um, aby dopa¶æ Pepe i pogratulowaæ mu odznaki. W miêdzyczasie natkn±³ siê na Acera Risusa. Ch³opak u¶miechn±³ siê do niego swoim, s³awnym ju¿, u¶miechem.
- Jutro na b³oniach, pamiêtaj.
- Jasne.

W pokoju wspólnym Slytherinu d³ugo trwa³y rozmowy, uczniowie opowiadali sobie o wakacjach i wymieniali nadziejami dotycz±cymi nadchodz±cego roku szkolnego. Barni jednak nie mia³ si³y tego s³uchaæ, uda³ siê do swojego dormitorium i wyczerpany run±³ na ³ó¿ko. Nie minê³o piêæ minut, a spa³ w najlepsze.

Acer otworzy³ oczy i zobaczy³ szare prêgi ¶wiat³a przebijaj±ce siê przez ma³± szczelinê w p³ótnach b³êkitnego baldachimu nad jego g³ow±. Przewróci³ siê na bok z powrotem zamykaj±c oczy, jeszcze wcze¶nie, pomy¶la³ próbuj±c znowu zasn±æ. Nagle po¶ród sennej, porannej ciszy rozleg³ siê dziki krzyk, znajomy krzyk zreszt±. Kiedy woln± rêk± odchyli³ zas³ony znad ³ó¿ka jego zaspanym oczom ukaza³ siê Pitti, który kl±³ na czym ¶wiat stoi.
-Co jest? – zapyta³ cicho Acer gramol±c siê z ³ó¿ka. Usiad³ na skraju i powoli przeciera³ oczy, gdy podniós³ wzrok z zadowoleniem stwierdzi³, ¿e typowa mgie³ka wystêpuj±ca przy zbyt wczesnej pobudce zaczê³a znikaæ ustêpuj±c ostremu widokowi krzycz±cego m³odzieñca w okularach. Rozczochrane blond w³osy opada³y mu na czo³o nadaj±c mu wygl±d nastroszonej sowy.
- Gdzie s± moje bierki?! Gdzie?! – jakby zza ¶ciany Acer s³ysza³ g³os przyjaciela przeplatany licznymi przekleñstwami, jednak zaraz po wzroku, tak¿e s³uch wróci³ do normalnego stanu i ch³opak poczu³, ¿e jest w pe³ni obudzony.
- Próbowa³e¶ Accio? – zapyta³ za¿enowany zbyt wczesnym otworzeniem oczu.
K±tem oka dostrzeg³, ¿e Pitti narobi³ tyle ha³asu, ¿e reszta ch³opców z dormitorium zaczê³a wystawiaæ g³owy z ³ó¿ek sprawdzaj±c co siê dzieje.
- Pewnie ¿e tak! Czy ty masz mnie za debila? Nie dzia³a! – krzykn±³ blondyn coraz bardziej roze¼lony. Acer szczerze chcia³ odpowiedzieæ „tak” ale w duchu machn±³ rêk±. Czu³, ¿e skoñczy³oby siê to tylko wymian± przekleñstw.
Chc±c nie chc±c Acer jeszcze w pi¿amie ruszy³ na poszukiwanie bierek. Znalaz³y siê stosunkowo szybko, poniewa¿ by³y w szufladzie Pittiego, który nie mia³ pojêcia kiedy je tam w³o¿y³, poniewa¿ uparcie twierdzi³, ¿e zostawi³ je na stoliku nocnym.
Ch³opcy ubrali siê i zeszli do pokoju wspólnego Ravenclawu, by³o to du¿e, okr±g³e pomieszczenie w niebiesko-br±zowych barwach. Za oknem rozci±ga³y siê pasma górskie daleko za Hogwartem. Minêli ten widok przyzwyczajeni do niego. Ju¿ mieli wychodziæ z pokoju wspólnego gdy ze schodów schodzi³a znajoma postaæ.
- To wy narobili¶cie takiego ha³asu? – zapyta³ rozczochrany Bobercik roz¿alonym g³osem. Po jego minie widaæ by³o, ¿e zna odpowied¼ wiêc Acer nie zrozumia³ po co siê pyta.
Obaj wzruszyli ramionami wiedz±c, ¿e co nie powiedz± i tak wszystko Bob zwali na nich.
- Gdzie Kris? – zapyta³ Pitti g³adz±c czuprynê i poprawiaj±c okulary,
- ¦pi snem sprawiedliwego – stwierdzi³ Bob – nawet siê nie przekrêci³ podczas tych waszych wrzasków – ca³a trójka u¶miechnê³a siê mimowolnie kieruj±c siê do Wielkiej Sali.
Ca³a droga minê³a im na opowiadaniu sobie co robili w wakacje, wiêc bardzo szybko minêli d³ugie korytarze, niezliczone ilo¶ci zbrój i pos±gów, gdy nagle rozmowa zesz³a im na tegoroczne rozgrywki Quidditcha. Wchodzili ju¿ do Wielkiej Sali gdy Bob rozgl±daj±c siê jak jeszcze w niej pusto, zapyta³
- Pitti nadal jeste¶ komentatorem?
- Chyba tak, a co? – zapyta³ zdziwiony pytaniem kolegi.
- Bo przez twoje komentarze ze ¶miechu nie mogê utrzymaæ kafla – mrukn±³ siadaj±c przy jednym ze sto³ów, który a¿ ugina³ siê od potraw. Acer u¶miechn±³ siê pod nosem przy wspomnieniu zabawnych ale jak¿e trafnych komentarzy Pittiego, nak³adaj±c sobie zapiekankê. Dalszy ci±g rozmowy jakby przesta³ dobiegaæ do jego uszu.
Sklepienie odzwierciedla³o niebo nad nimi, poniewa¿ by³o zaczarowane. Prawie ¿adnej chmury, s³oñce ¶wieci³o mocno, koniec lata mia³ w sobie wiele uroku.
Nad talerzem dostrzeg³ Barniego, który kierowa³ siê w stronê sto³u ¶lizgonów. Trudno go by³o nie zauwa¿yæ, by³ niewiarygodnie wysoki jak na czwart± klasê. Kiedy ich zobaczy³ machn±³ rêk± z u¶miechem i odwróci³ wzrok. Niewiele brakowa³o, abym z³apa³ znicza przed nim, pomy¶la³, wygrali dziesiêcioma punktami, farciarze. Nie wiedzia³ czy to po prostu szczê¶cie czy Barni mia³ lepsz± miot³ê. To ¿e m³ody ¶lizgon móg³ byæ lepszym szukaj±cym, nawet nie przechodzi³o Acerowi przez my¶l.
Z tych rozmy¶lañ wyrwa³ go g³os Pittiego.
- Acer, w tym roku masz z³apaæ znicza przed tym lamusem. – powiedzia³ pokazuj±c palcem w stronê sto³u Slytherinu.
- Jasne – odpowiedzia³, nie musia³ siê domy¶laæ, ¿e chodzi o Barniego – w³a¶nie nad tym my¶la³em...
Niestety przerwa³ mu dziki krzyk Bobercika patrz±cego na Krisa, który w³a¶nie podchodzi³ do ich sto³u.
- Kris jest prefektem! – krzycza³ Bobercik z prawie ob³±kañczym u¶miechem na twarzy, pokazuj±c pier¶ przyjaciela. – to dlatego wczoraj siê na ucztê spó¼ni³e¶, a potem znowu znikn±³e¶!
Acer odwróci³ wzrok od zapiekanki i spojrza³ na Krisa. Faktycznie, pomy¶la³. Na piersi m³odego krukona zobaczy³ srebrn± odznakê z du¿ym P w ¶rodku. ¦wie¿o upieczony prefekt nie wygl±da³ aby ta odznaka robi³a mu jak±¶ ró¿nicê, choæ Acer móg³ przysi±c, ¿e zobaczy³ b³ysk dumy w jego oczach.
- Cze¶æ – us³yszeli od czarnow³osego ch³opca.
- Dzieñ dobry panie prefekt! – odpowiedzieli chórem Acer i Bobercik. Pitti niestety mia³ usta zbyt zapchane ziemniakami aby co¶ powiedzieæ, wiêc tylko jêkn±³ cicho w odpowiedzi.
Kris mrukn±³ co¶ czego ca³a trójka nie mog³a dos³yszeæ.
Do Wielkiej Sali zaczê³a schodziæ siê reszta uczniów i powoli robi³o siê t³oczno. Acer by³ przyzwyczajony do tego, mi³o mu by³o powróciæ po wakacjach w mury Hogwartu. Przed nim pojawi³ siê wype³niony arkusz z planem zajêæ, spojrza³ i zobaczy³, ¿e pierwsza lekcja to transmutacja. Ciekawe kto go teraz naucza, pomy¶la³, w tamtym roku odesz³a na emeryturê stara profesor McGonnagall. Choæ by³a surowa i du¿o wymaga³a mi³o j± wspomina³.
Nagle poczu³ jak kto¶ go szturcha w ramiê.
- Chod¼my ju¿ na t± transmutacjê – powiedzia³ Pitti. Acer wyczu³, ¿e idzie na lekcje z tak± sam± chêci± jak i on. On i Pitti byli znani w¶ród grona pedagogicznego ze swojego lenistwa, niedbalstwa, odporno¶ci na wiedzê i rado¶ci jak± czerpi± z ka¿dego dzwonka na przerwê. Choæ wyniki mieli marne, na egzaminach zawsze wypadali dobrze, czêsto nawet powy¿ej przeciêtnej.
Gdy weszli do klasy i zajêli swe miejsca w ostatniej ³awce, zobaczyli, ¿e za katedr± stoi ju¿ wyk³adowca. By³ to m³ody mê¿czyzna o serdecznej twarzy, poczciwym u¶miechu i d³ugimi, po³yskuj±cymi, czarnymi w³osami. Sta³ dumnie wyprostowany, u¶miechaj±c siê do wszystkich. By³ typem cz³owieka, którego ju¿ po wygl±dzie ocenia siê, ¿e nie da siê nie lubiæ.
- Ale nam geja przydzieli w tym roku – stwierdzi³ Pitti, pokazuj±c, ¿e zawsze musi mieæ zdanie inne ni¿ wszyscy. Acer roze¶mia³ siê cicho, patrz±c na nowego profesora.
- Witajcie – po sali rozleg³ siê g³êboki g³os mê¿czyzny – nazywam siê Serafin Terry i jestem waszym nowym profesorem transmutacji. Na dzisiejszej lekcji chcê wam powiedzieæ, ¿e cieszê, ¿e wybrali¶cie ten przedmiot na owutemy i zapoznam was z tym co bêdziemy przerabiaæ w tym roku...
W tym momencie Acer poczu³ jak g³os wyk³adowcy przestaje docieraæ do uszu, a jakby bieg³ dalej, gdzie¶ obok. Spojrza³ na Pittiego, który z otwartymi ustami patrzy³ za okno niewidz±cymi oczami. Acer szturchn±³ go i patrzy³ jak przyjaciel wraca na Ziemiê.
- Wyci±gaj te bierki bo mnie ten Serafin zanudzi – powiedzia³ zanim Pitti zd±¿y³ siê odezwaæ. Blondyn u¶miechn±³ siê nieznacznie i siêgn±³ do torby. Ca³a lekcja zesz³a im na grze, przekleñstwach i cichych okrzykach rado¶ci po zwyciêstwie.

Acer sam nie bardzo wiedzia³ co siê dzia³o na pó¼niejszych lekcjach, pamiêta³ jak w walce na pióra z Pittim po³ama³ ostatnie i nie ma czym pisaæ i jak przez pó³ lekcji zaklêæ patrzy³ na jedn± z dziewczyn z klasy. Reszta jakby mu umknê³a. Odzyska³ ¶wiadomo¶æ gdy po lekcjach schodzili do Wielkiej Sali na obiad. Spojrza³ w sklepienie, które by³o ciemnoszare, westchn±³ cicho. Przy stole zobaczy³ ju¿ Krisa i Bobercika, którzy rozmawiali zawziêcie o tegorocznych sumach. By³ dziwnie senny i znudzony, wiêc nawet nie zauwa¿y³ gdy obok niego usiad³ wysoki, blond w³osy ¶lizgon.
- Cze¶æ – przywita³ siê Barni – to co Acer, dzisiaj o 22? – zapyta³ z chytrym u¶mieszkiem na twarzy.
Zaspany i ociê¿a³y umys³ Acera zacz±³ powoli trawiæ informacjê, by wreszcie o¿ywiæ siê i ruszyæ jak maszyna parowa.
- Jasne – odpowiedzia³ u¶miechniêty – na b³oniach przy cieplarniach?
- Nie ma sprawy – powiedzia³ Barni po czym wsta³ – na razie – po¿egna³ siê i odszed³ do swojego sto³u, Acer jeszcze chwilê odprowadza³ go wzrokiem, wyobra¿aj±c sobie dzisiejszy pojedynek.
Przez resztê dnia by³ nieobecny i zamy¶lony, dlatego rozmowy Pittiego, Krisa i Boba czy o Quidditchu czy o czymkolwiek innym nie interesowa³y go i przegra³ wszystkie partie bierek na co Pitti bardzo siê uskar¿a³.

- Hej Ace – Acer us³ysza³ bli¿ej nie zlokalizowany d¼wiêk, gdy otworzy³ oczy stwierdzi³, ¿e siedzi w swoim ulubionym fotelu, rozejrza³ siê zdziwiony i zobaczy³ b³ysk okularów.
- Musia³e¶ zasn±æ – powiedzia³ Pitti – chod¼ zaraz dziesi±ta.
Acer przetar³ oczy i mrukn±³ ciche podziêkowanie. Upewni³ siê, ¿e ró¿d¿ka znajduje siê w kieszeni i wsta³. Obaj skierowali siê do du¿ych drewnianych drzwi. Acer by³ okropnie zaspany wiêc ca³a droga minê³a mu zaskakuj±co szybko, a i tajne wyj¶cie, które wraz z Pittim znale¼li dwa lata temu nie d³u¿y³o siê tak okropnie jak zwykle. Wyszli za cieplarniami, poczuli jak zimne krople deszczu na twarzach.
- Pada – stwierdzi³ ziewaj±c Acer.
- Godna podziwu spostrzegawczo¶æ - mrukn±³ Pitti co Acer postanowi³ przemilczeæ. Gdy wyszli przed cieplarnie us³yszeli znajomy g³os.
- My¶la³em, ¿e spenia³e¶ – powiedzia³ Barni wychodz±c spod dachu, pod którym chowa³ siê przed deszczem.
- Chcia³by¶
Stanêli naprzeciwko siebie wyci±gaj±c ró¿d¿ki. By³o okropnie ciemno, ksiê¿yc ledwo przebija³ siê przez o³owiane chmury. Ch³opcom to wystarczy³o aby widzieæ siê wzajemnie. Pitti odszed³ schowaæ siê przed niemi³osiernie si±pi±cym deszczem.
- Jak zwykle bez sekundantów? – zapyta³ ¶lizgon.
- Oczywi¶cie – mrukn±³ z nik³ym u¶miechem Acer.
- Gotów? – ponownie zapyta³ ¶lizgon, Acer odpowiedzia³ kiwniêciem g³ow±.
Równocze¶nie w ten sam sposób ruszyli ró¿d¿kami, b³ysnê³o i przeciwnicy wisieli g³ow± w dó³. Obaj mieli przez chwilê bardzo g³upie miny.
- Nie tak to sobie wyobra¿a³em – mrukn±³ Barni na co Acer machn±³ rêk±.
- Ja tam mogê i tak – powiedzia³ czuj±c jak krew zaczyna nap³ywaæ mu do twarzy.
Znowu rozleg³y siê krzyki i b³yski, jako ¿e nie mogli siê poruszaæ pozostawa³o im tylko do ochrony zaklêcie tarczy. Parê zaklêæ trafi³o, wiêc ani Barni ani Acer nie wygl±dali najlepiej.
-Expelliarmus! – ponownie krzyknêli równocze¶nie, ale zaklêcia odbi³y siê od siebie. Jedno prawie trafi³o w Pittiego co ten skomentowa³ g³o¶nym jêkiem.
- Petrificus totalus! – krzykn±³ ¶lizgon, Acer w tym momencie podci±gn±³ ca³e cia³o i unikn±³ zaklêcia, szybk± siê prostuj±c krukon krzykn±³
- Drêtwota! – czerwony promieñ uderzy³ Barniego prosto w klatkê piersiow±. Cia³o bezw³adnie uderzy³o w ¶cianê cieplarni a¿ huknê³o. Acer poczu³, ¿e to nie przyniesie niczego dobrego.
Po chwili miêdzy nich wpad³a starsza kobieta owiniêta w zwiewne szale, z ogromnymi okularami na nosie, które strasznie powiêksza³y jej oczy. Acer zakl±³ w duchu, gdy ju¿ wiedzia³ co siê szykuje.
- Co tu siê dzieje?! – krzyknê³a nagle stara profesor Trelawney – pojedynki! Pierwszy dzieñ szko³y i ju¿ pojedynki! – krzycza³a okropnie piskliwym g³osem na co Acer mimowolnie krzywi³ siê.
Pani profesor machnê³a ró¿d¿k± w jego stronê i spad³ na ¶lisk± od wody trawê, brudz±c ca³± szatê.
- Ennervate! – krzyknê³a kieruj±c ró¿d¿kê w ¶lizgona, który po chwili otworzy³ oczy i wsta³ z wyra¼nym grymasem na twarzy. Na czole robi³ siê ju¿ spory guz i strup. Kiedy zobaczy³ profesor Trelawney mina mu zrzed³a jeszcze bardziej.
- No tak... – mruknê³a – Risus i Ollivander, mog³am siê tego spodziewaæ – powiedzia³a patrz±c na ch³opców. Acer czu³ ból pod ¿ebrami w miejscu gdzie ugodzi³o go zaklêcie ¶lizgona. – Z wami zawsze jest ten m³ody Cruser, gdzie on? – Pitti, który w³a¶nie próbowa³ siê wymkn±æ poczu³, ¿e jest za pó¼no.
- Mam ciê! – krzyknê³a stara Trelawney – co ty tu robisz?
- Pilnuje ¿eby siê nie pozabijali – mrukn±³ ura¿ony swoj± nieudan± ucieczk±. Pani profesor widocznie ta odpowied¼ usatysfakcjonowa³a, bo machnê³a rêk±, ¿e mo¿e sobie i¶æ. Pitti nie czeka³ na wiêcej tylko znikn±³ czym prêdzej za cieplarniami.
Acer w duchu zaprzysi±g³ sobie, ¿e tego mu nie daruje niestety wiêcej nic nie móg³ zrobiæ, bo znowu odezwa³a siê Trelawney.
- Macie u mnie szlaban – powiedzia³a z nieukrywan± satysfakcj±. Acer gdy jeszcze uczy³ siê wró¿biarstwa czerpa³ wiele rado¶ci z przerywania lekcji swoimi g³upimi odzywkami. Wiedzia³, ¿e to siê na nim odbije i kl±³ na siebie w my¶lach gdy nagle znowu dobieg³ go g³os nie lubianej pani profesor. – Jutro o dwudziestej macie byæ pod moim gabinetem, do tego czasu co¶ wam wymy¶lê. A teraz marsz za mn± do skrzyd³a szpitalnego.
Acer i Barni z bardzo ponurymi minami kulej±c, jêcz±c i stêkaj±c pow³óczyli siê z Trelawney. Choæ gdy ich oczy spotka³y siê u¶miechnêli siê szeroko, a Acer ruszaj±c ustami bezg³o¶nie powiedzia³ „wygra³em”.

Acer i Barni stali pod wierzb± bij±c±, wpatruj±c siê têpo w ko³ysane wiatrem ga³êzie. Drzewo, stoj±ce w ciemno¶ciach, o¶wietlane jedynie promieniami z ró¿d¿ek, wygl±da³o do¶æ majestatycznie. Barney prze³kn±³ g³o¶no ¶linê. Przejecha³ rêk± po czole, chc±c zetrzeæ z niego pot, jednak u¶wiadomi³ sobie, i¿ ma na nim banda¿.
- Nie mogê uwierzyæ, ¿e Trelawney nas wyczai³a..- mrukn±³ ch³opak, nie odrywaj±c wzroku od drzewa.
- Nic by siê nie sta³o, gdyby¶ tak nie wykrzykiwa³ tych inkantacji!- Acer spojrza³ na niego z pogard±, jednak po chwili w jego oczach zapali³y siê weso³e ogniki. - My¶l±, ¿e bêdê st±d wykurza³ Bachanki... to s± w b³êdzie. - Po tych s³owach wolnym krokiem podszed³ do wierzby bij±cej. Barni niewiele my¶l±c poszed³ zanim. Po chwili us³ysza³ podekscytowany g³os Acera.
-Frycu! Obczaj to !
Barni odwróci³ siê i w pierwszej chwili nie zrozumia³ co siê sta³o. G³o¶nie chla¶niêcie, piek±cy ból na twarzy i dono¶ny ¶miech jego towarzysza. Dopiero po kilku sekundach dotar³o do niego, ¿e dosta³ z naprê¿onej ga³êzi. Niewiele my¶l±c dopad³ do innej ga³êzi i nim Acer zd±¿y³ zareagowaæ, zosta³ ugodzony ga³êzi± w ramiê. Zrobi³ kilka kroków w ty³ i uniós³ wy¿ej ró¿d¿kê.
-Wingardium Leviosa!- rzek³ stanowczo, celuj±c ni± w grub± ga³±¼. Ta poruszy³a siê, a kiedy ch³opak zamaszystym ruchem przeniós³ rêkê na kolegê, a bêd±ca pod wp³ywem zaklêcia ga³±¼ równie¿ pomknê³a ku Barniemu. Czasu na reakcjê by³o ma³o, ale prawdziwy ¦lizgon sprosta nie takim rzeczom. Ró¿d¿ka Barneya równie¿ by³a ju¿ gotowa do dzia³ania.
-Diffindo!- rozleg³ siê d¼wiêk szybko ³amanego drewna i gruby, drewniany pal pad³ na ziemiê, tu¿ pod stopami ch³opca.
-Frycek... chyba przesadzi³e¶- rzek³ niepewnie Acer, patrz±c na poruszaj±ce siê niespokojnie ga³êzie. Po chwili jedna z nich, grubo¶ci ¶redniej wielko¶ci pnia, pomknê³a ku ch³opcom. Padli na ziemiê, unikaj±c ciosu. Poczuli silny podmuch wiatru nad g³owami, kiedy drewniana ¶mieræ przelecia³a tu¿ nad nimi. Wstali niepewnie, licz±c ¿e to ju¿ koniec. Lecz Bij±ca Wierzba nie by³a z tych, które ³atwo odpuszczaj±. Dziesi±tki ma³ych ga³±zek ok³ada³o dwójkê przera¿onych uczniów po ca³ym ciele. Po chwili sta³o siê to, czego najbardziej siê obawiali. Wielka, gruba jak Snorlax ga³±¼ ruszy³a w ich kierunku z zawrotn± szybko¶ci±. By³a niespe³na pó³ metra od nich, gdy oboje poczuli szarpniêcie. Nieprzygotowani na taki obrót sprawy padli na ziemiê kilka metrów poza zasiêgiem wierzby. Spojrzeli w górê i zobaczyli nad sob± Neville'a Longbotoma. U¶miechnêli siê do siebie, widz±c, ¿e jednak im siê poszczê¶ci³o. Gdyby to by³ inny nauczyciel, by³oby z nimi ¼le. Ale profesor Longbotom by³ zawsze wyrozumia³y. Teraz jednak mia³ powa¿n±, zdenerwowan± minê.
-Zniszczyli¶cie Wierzbê Bij±c±..

-I pomy¶leæ, ¿e kaza³ nam tylko przepisywaæ!- krzykn±³ uradowany Acer, prostuj±c siê na krze¶le, aby zerkn±æ na pergamin kolegi. Zauwa¿y³, ¿e Barni prawie ju¿ skoñczy³ swoj± robotê, podczas gdy mu zosta³o jeszcze dobre pó³ strony - Frycek! Jak ty ¿e¶ to tak szybko przepisa³?
- Gdyby¶ nie traci³ czasu na okrzyki rado¶ci i dziêkowanie niebiosom, ¿e zes³a³y nam profesora Longbotoma te¿ by¶ ju¿ skoñczy³. - odpowiedzia³, odk³adaj±c pióro i unosz±c pergamin. -No! Na ju¿ skoñczy³em. Pozwolisz, ¿e nie bêdê na ciebie czeka³.. ju¿ pewnie grubo po pó³nocy, kimnê siê.
Ch³opak wyszed³ z klasy i zaspany ruszy³ ku lochom, do dormitorium ¦lizgonów, ale zd±¿y³ jeszcze za sob± us³yszeæ ciche "o ty geju".

Kuniec. Dziêki za przeczytanie, o ile kto¶ przebrn±³. Je¿eli przebrn±³ i siê spodoba³o, to serdecznie zapraszam na poeciodsiedmiurzyci.fora.pl, gdzie jest tego trochê wiêcej ni¿ jeden rozdzia³.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl