Seungri — strony, Obrazki i wiele więcej na WordPress
Witam! To moje drugie opowiadanie napisane w ¿yciu. Chcia³bym was poprosiæ, jako pocz±tkuj±cy o ocenê i wskazówki. Czy jest dla mnie jaka¶ nadzieja?
Opowiadanie napisa³em dla mojej przyjació³ki.
Dedykowane pewniej agnostyczce, niech ta praca pos³u¿y Ci za drogowskaz w Twoich przemy¶leniach…
Monika kroczy³a w³a¶nie ulic± swojego ¶rednio du¿ego, brudnego miasta. Wiecznie by³o tu szaro, ka¿dego ranka widaæ by³o mg³ê, na prawdê spowodowan± du¿± ilo¶ci± smogu. Nie lubi³a swojego miasta. Chcia³a je opu¶ciæ jak najszybciej, skoñczyæ liceum i wyjechaæ do du¿ego miasta. Studia, imprezki, to bêdzie ¿ycie… Z marzeñ wyrwa³ j± atak kaszlu. W powietrzu unosi³ siê kurz i zapach spalin. Ulicami przeje¿d¿a³y samochody ludzi spiesz±cych siê do pracy. – Zawsze to samo, owczy pêd… – pomy¶la³a Monika kopi±c puszkê po piwie, która w³a¶nie wpad³a jej pod nogi, rzucona przez jakiego¶ wstawionego brudasa. W uszach ci±gle brzmia³y jej s³owa wypowiedziane przez znajomego „Religia to bzdura, jest wymys³em ludzi dla ludzi, oni chc± kontroli, w³adzy i pieniêdzy. Zauwa¿y³a¶, prawda?”. Nie wiedzia³a o co mu chodzi, pieprzy³ jakby siê naæpa³. Zadziwiaj±ce jednak by³o to, ¿e mia³ w sumie trochê racj, sama nie wierzy³a w to gówno, które wciskaj± jej ksiê¿a. – W koñcu, oni sami nie przestrzegaj± tego, co nakaza³ im Bóg. Ale s± tylko lud¼mi, kto nie ulega pokusie zdobycia w³adzy i pieniêdzy? Nawet ja w ich sytuacji, mog³abym zachowaæ siê podobnie… - W zamy¶leniu nie zauwa¿y³a postaci starszej pani, która (o ironio…) mia³a w rêkach ró¿aniec, a na g³owie stylowy beret z materia³u zwanego „moherem”. Zdawa³o siê i¿ pod±¿a ona w stronê, z której dochodzi³o miarowe bicie dzwonu. Potr±ci³a j±, przeprosi³a i mog³a przysi±c, ¿e odchodz±c s³ysza³a jakie¶ dziwne pomrukiwania, brzmieniem ³udz±co przypominaj±ce wyrazy takie jak „bêkarty, pomazañcy, pomioty szatañskie, nie dostaniecie mnie!”. Ci±gle zastanawia³a siê nad sensem s³ów, wypowiedzianych przez Roberta. „Zauwa¿y³a¶, prawda?” d¼wiêcza³o w jej g³owie, wydaj±c siê przeci±gaæ w nieskoñczono¶æ. Stara³a siê tym nie przejmowaæ, w koñcu mia³a dzisiaj jeden cel – dotrzeæ do Alphy – nowego centrum handlowego. Chcia³a siê tam rozejrzeæ, bo w koñcu dopiero by³o otwarcie, a warto wiedzieæ czy op³aca siê tam chodziæ. W pobliskim kiosku kupi³a bilet autobusowy, mia³a dziwne przeczucie, ¿e jaki¶ kanar bêdzie mia³ akurat ochotê na sprawdzenie w³a¶nie jej – To tylko 1,20 – t³umaczy³a sobie w my¶lach sens kupowania karteczki pozwalaj±cej na jazdê komunikacj± publiczn± – starym, zdezelowanym autobusem, który na ka¿dym zakrêcie sprawia³ wra¿enie jakby w³a¶nie mia³ siê wywróciæ. – Rz±d… P³acimy za bilety, a stan tego gówna wcale siê nie poprawia! – zaklê³a pod nosem i wsiad³a do autobusu. Miarowe piszczenie startych kostek hamulcowych zwiastowa³o ruszenie z miejsca…
- Bileciki do kontroli! – z zadumy wyrwa³y j± s³owa kanara. Ju¿ chcia³a zacz±æ któr±¶ ze swoich wymówek, a potem uciec, jednak zreflektowa³a ¿e w kieszeni ma bilet – Ha, przezorno¶æ, no kto by pomy¶la³… Zrz±dzenie losu, no nie Robert? - Pokaza³a mê¿czy¼nie w mundurze kawa³ek papieru. Wydawa³ siê bardzo zaskoczony tym faktem. Kiedy dotar³a do swego przystanku, ujrza³a znajom± staruszkê za oknem autobusu. – Jak ona to zrobi³a? – pomy¶la³a Monika i wysz³a na ulicê. Wchodz±c do Alphy z jej ust wysz³o tylko ciche „wow…”. Centrum wygl±da³o imponuj±co, a z wielkiego planu nad fontann±, wywnioskowa³a ¿e znajduj± siê w nim najlepsze butiki w mie¶cie, a tak¿e kilka innych sklepów, m.in. elektroniczne, meblowe i inne – s³owem, raj dla zakupoholików. Obesz³a kilka sklepów, wypatrzy³a dla siebie fajne buty, bluzkê i ca³kiem niez³e spodnie. Postanowi³a ¿e wymusi na rodzicach drobne fundusze na podniesienie swojej sytuacji materialnej (co oznacza³o zaopatrzenie garderoby), gdy nagle zadzwoni³ telefon. – O, mamo, w³a¶nie widzia³am fajne spod… - Nie teraz, s³uchaj, potrzebujê pilnie kilku rzeczy, mog³aby¶ wpa¶æ do sklepu i szybko mi ich podrzuciæ? – No dobra mamo, czego potrzebujesz? – Tymianku, bazylii, pieprzu i natki pietruszki. – Roz³±czy³a siê. –Piêknie, czeka mnie wycieczka przez pó³ miasta. – Westchnê³a i opu¶ci³a centrum. Dziwnym trafem, Robert i jego s³owa by³y wydr±¿one w jej g³owie. Nie wiedzia³a co o tym my¶leæ, zw³aszcza ¿e nie mog³a siê zbytnio skupiæ, bo ci±gle w mózgu nie¶wiadomie przywo³ywa³a d¼wiêk g³osu kolegi… „Zauwa¿y³a¶, prawda?”.
Z warzywniaka uda³a siê w stronê przystanku autobusowego. By³a nieco zmêczona drog± i chcia³a dotrzeæ do domu. Przed ni±, w±skim chodnikiem kroczy³a starsza pani. Monika podirytowa³a siê i ju¿ chcia³a j± min±æ, gdy zobaczy³a znajomy beret. –To znowu ona?! – pomy¶la³a dziewczyna i w zrezygnowa³a z wyprzedzania. Postanowi³a nie spieszyæ siê i powoli pod±¿aæ za kobiet±. Przyzna³a sobie w duchu, ¿e jednak jest zaintrygowana, ta babcia przesz³a praktycznie razem z ni± ca³e miasto. To trochê za du¿o zbiegów okoliczno¶ci, jak na jeden dzieñ. Zaczê³a siê powa¿nie zastanawiaæ nad wszystkimi dziwnymi zdarzeniami dnia i nagle us³ysza³a dono¶ny pisk opon samochodu, po nim metaliczny ³omot uderzenia. Spojrza³a w górê, nie wierzy³a w³asnym oczom. Czerwony fiat Punto skrêci³ tu¿ przed starsz± pani± i uderzy³ w latarniê. Si³a uderzenia by³a tak du¿a, ¿e latarnia spad³a na ziemiê, przygniataj±c staruszkê. Natychmiast do niej podbieg³a i wyci±gnê³a telefon. Wykrêcaj±c 997 spyta³a staruszki czy nic jej nie jest. W odpowiedzi poczu³a u¶cisk na d³oni i s³owa „Tylko Bóg wie, co i kiedy siê stanie, Monika. Wszystko jest w jego rêkach”. Dziewczyna odwróci³a siê dzwoni±c po pogotowie i nagle zrozumia³a, ¿e kobieta nazwa³a j± po imieniu. Odwróci³a siê mówi±c – Sk±d pani zna moje im… - urwa³a w pó³ s³owa. Latarnia le¿a³a samotnie, babci nie by³o. Kierowca fiata dziwnie patrzy³ na Monikê. Sprawia³ wra¿enie jakby spogl±da³ na osobê niezrównowa¿on±. Mog³a z tym mieæ zwi±zek poza dziewczyny, która ci±gle trzyma³a w d³oni zaci¶niêt± puszkê po piwie i pusto wpatrywa³a siê w przestrzeñ pod latarni±.
Kiedy sta³a przed drzwiami do mieszkania, w g³owie d¼wiêcza³y jej ju¿ zupe³nie inne s³owa. Robert znikn±³, a w mózg wry³y siê s³owa „Wszystko jest w jego rêkach…” Monika u¶miechnê³a siê i nacisnê³a klamkê. Nagle to miasto przesta³o siê wydawaæ takie z³e a ¿ycie nabra³o kolorów…
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfunlifepok.htw.pl