Azjatyckie produkcje nie nale do moich ulubionych i bdcych w pierwszym szeregu wyboru kolejnego seansu, jednak niniejszy film zwrci moj uwag ju wiele miesicy temu, tote postanowiem da mu szans. Fabua? Na pocztku XX wieku, w Tokyo grupa ludzi wci oddaje cze zgadzonemu dekady wczeniej (za prb wprowadzenia zmian ustrojowych i spoecznych) Masakado Tairze. Ze moce optuj te niejakiego Kato, starajcego si odtd przywrci ducha Masakado na powierzchni, aby ten mg dokona aktu zniszczenia miasta. Pokrzyowa mu plany ma grupa naukowcw i pikna dziewica… Brzmi to moe trywialnie, jednak na ekranie prezentuje si duo okazalej. Nawet bardzo okazale – film Takashige Ichise (producenta m.in. Ringu i Ju-On) ma rozmach epicki i podobnej skali budet. Zamierzenie ambitne, jednak nieco chybione, gwnie przez przerost formy nad treci. Porusza problem gigantomanii, upadku monowadztwa i losu jednostki wobec przemian, aby po chwili turla si w stron kina rozrywkowego a’la Indiana Jones . Duym plusem Tokyo… jest brak lku przed uywaniem efektw specjalnych, co w 1987 roku wci byo bolczk Jankesw, zostawiajcych demoniczne wizje na ostatnie wrcz momenty w ich produkcjach. Tutaj mamy mie ze moce, no to jest ich bez liku . Tyle, e wykonane s do archaicznymi (czy – klasycznymi) metodami: animacja poklatkowa, Ray Harryhausen – te sprawy. Troch to dziwi, gdy w produkcji swe palce macza pono sam H.R. Giger. Gwnym mankamentem tego dziea jest jednak jego zbyt dugi czas trwania, przez co kilka razy zdarzyo mi si ziewn. Do tego jeszcze producenci najwyraniej chcieli uczyni Ostatnie Megalopolis filmem fabularnym udajcym mang, co rwnie usztywnio niektre sekwencje. Ciekawe kuriozum, ale wpada w kategori filmw „prawie dobrych”.