Trójk±t równoramienny 

Seungri — strony, Obrazki i wiele więcej na WordPress

Wiktor obudzi³ siê oko³o piêtnastej. Dzieñ mia³ siê ju¿ praktycznie ku koñcowi. Jednak to co mia³o istotne znaczenie dla mê¿czyzny i na co czeka³ tak d³ugo, mia³o staæ siê noc± . Spojrza³ na po¶ciel. Nie pamiêta³, kiedy spa³ ostatnio na prze¶cieradle, prze¶cierad³o mia³o t± cechê, ¿e szybko siê kot³uje, a ci±g³e jego poprawianie jest mêcz±ce i zabiera zbyt du¿o czasu, dlatego te¿ dawno ju¿ zrezygnowa³ z jego u¿ywania na rzecz koca, podwójnie z³o¿onego i mocno wci¶niêtego w krawêdzie sofy, rozk³adanej, choæ nie by³ w stanie przywo³aæ nawet z najdalszych zakamarków pamiêci widoku z³o¿onego legowiska, dziêki czemu koc potrafi³ miesi±cami nie zmieniaæ swojego po³o¿enia i nie zmusza³ Wiktora do wysi³ku w postaci poprawiania go. Ko³dra ,niestety, ze wzglêdu na cel , jakiemu s³u¿y³a, nie mog³a byæ tak pos³uszna i trzeba by³o j± poprawiaæ nawet kilkakrotnie w ci±gu nocy, zw³aszcza jak mia³o siê sen niespokojny i wielokrotnie zdarza³o siê przewracaæ z boku na bok, teraz le¿a³a zsuniêta na wysoko¶ci stóp, tworz±c kszta³tem wypiêtrzenie, bêd±ce efektem tajemniczych ruchów górotwórczych, co¶ na podobieñstwo Karpat lub innego pasma górskiego. Pamiêta³, ¿e bêd±c dzieckiem zafascynowanym kolarskim Wy¶cigiem Pokoju, u¿ywa³ ko³dry jako materia³u do tworzenia etapów górskich, dla kolarzy, którymi by³y samochodziki Matchbox , kupowane w Pewexie lub Baltonie za jednego dolara. Te zawody by³y czê¶ci± wielkiego touru, sk³adaj±cego siê z kilku wy¶cigów i posiada³y du¿y stopieñ skomplikowania, wymaga³y prowadzenia zapisów wyników poszczególnych etapów, a rywalizacja pomiêdzy uczestnikami opiera³a siê na rzucie kostk± i przesuwaniu pojazdów, o tyle swojej d³ugo¶ci w kierunku mety, ile oczek pojawi³o siê po rzucie. Jednak nie wszystkie wspomnienia z dzieciñstwa zwi±zane z ko³dr± by³y tak przyjemne, pamiêta³, ¿e po jego ³ó¿ku wêdrowa³y nie tylko samochodziki przesuwane jego rêk±, ale tak¿e niewielkie, dziesiêciocentymetrowe ,szare ludziki, na których poruszanie nie mia³ ¿adnego wp³ywu. Le¿a³ wtedy sparali¿owany, staraj±c siê nie zwracaæ na siebie uwagi wêdruj±cych stworków, które sprawia³y wra¿enie, ¿e wiedz± dok³adnie gdzie i w jakim celu przemieszczaj± siê, jednak nic z ich kr±¿enia nie wynika³o. Ch³opczyk wiedzia³ dobrze, ¿e w chwili, gdy zrobi jaki¶ ruch, ludziki zainteresowane, zaczn± siê do niego zbli¿aæ i bêd± to robiæ tak d³ugo, jak poruszenie siê nie skoñczy, kiedy to z kolei wróc± do poprzednich zajêæ, a wiêc chodzenia w mniejszym lub wiêkszym stopniu w kó³ko, bez wyra¼nego kierowania siê w stronê twarzy ch³opca, jednak bêd± to czyniæ , jak gdyby o¶mielone poprzednimi wydarzeniami, bli¿ej, sprawiaj±c wra¿enie zadowolonych ze zdobycia nowego terenu, które to zdobycie mo¿liwe by³o tylko po poruszeniu siê dziecka. Wiktor pamiêta³ , ¿e potrafi³ le¿eæ w bezruchu godzinami ,wpatrzony w maszeruj±ce ludziki, najbardziej jednak przera¿aj±cy by³ fakt nieuchronno¶ci , tego co musia³o nadej¶æ, bo stworzonka wcze¶niej czy pó¼niej, choæ raczej pó¼niej, nudzi³y siê tym bezcelowym zamêtem, grupowa³y siê i k³ad³y poziomo wyprostowane na po¶cieli, w ten sposób ¿e g³owa jednego ludzika dotyka³a nóg drugiego, tworzy³y ponad metrow± liniê, która zlewa³a siê i przemienia³a w wê¿a, który w odró¿nieniu od swych czê¶ci sk³adowych, zna³ dok³adnie swój cel i zaczyna³ pe³zn±æ w stronê twarzy ma³ego Wiktorka. Ch³opiec zaczyna³ wrzeszczeæ , budz±c wszystkich pozosta³ych domowników, kto¶ zapala³ ¶wiat³o, a wê¿a ju¿ nie by³o. Có¿ dziecko mia³o koszmarny sen, kto¶ bagatelizowa³, jednak ze wzglêdu na cykliczno¶æ tego zjawiska, podarowano mu plastikowego wê¿a, który ze wzglêdu na prostotê swej budowy wywija³ siê tylko na lewo i prawo, jednak spe³nia³ swoje zadanie i zniechêca³ stworki do przemieniania siê w szarego wê¿a, z obawy, jak s±dzi³ ch³opczyk, przed przegran± w konfrontacji z plastikowym odpowiednikiem. Dopiero dobrych kilka lat pó¼niej , na d³ugo po tym, jak ludziki przesta³y odwiedzaæ ma³ego Wiktora, ten¿e przeczyta³ w jakim¶ fachowym czasopi¶mie, ¿e tego typu halucynacje s± niezbyt czêstym, ale jednak wystêpuj±cym zjawiskiem u dzieci w wieku oko³o siódmego ,ósmego roku ¿ycia.
Wiktor wsta³. Rozejrza³ siê dooko³a. W kanale MTV widzia³ program, w którym m³odzi ludzie wpuszczali do swoich pokojów przedstawiciela p³ci przeciwnej, taki kontroler lub kontrolerka sprawdza³a kilka sypialni potencjalnych kandydatów, by wybraæ ostatecznie pomieszczenie najbardziej odpowiadaj±ce w³asnym gustom, co z kolei z w³a¶ciciela pokoju czyni³o partnera ¿yciowego osoby oceniaj±cej. Mimo ,¿e Wiktor uwa¿a³, ¿e program , tak jak wiêkszo¶æ rozrywek skierowanych do amerykañskiej m³odzie¿y ,jest bezdennie g³upi, to jednak zda³ sobie sprawê, ¿e je¶li mo¿liwo¶æ znalezienia kochanki, uzale¿niona by³a od wystroju w³asnego pokoju, to by³by skazany na do¿ywotni onanizm. Praktycznie nie znajdowa³o siê tu nic, je¶li nie liczyæ rzeczy oczywistych takich jak wyk³adzina, okno, parapet, ¶ciany, pod³oga, wspomniana ju¿ sofa. By³ jeszcze telewizor, który ustawiony by³ na taborecie, na ¶rodku pokoju, tak by mo¿na by³o siê w niego wpatrywaæ le¿±c wygodnie na sofie, pod³±czony by³ do kontaktu w taki sposób, ¿e kabel zwisa³ w powietrzu, uniemo¿liwiaj±c ca³kowicie poruszanie siê miêdzy ¶cian± , a telewizorem, co z kolei nie bardzo martwi³o Wiktora, bo w jednometrowej przestrzeni za odbiornikiem nie znajdowa³o siê nic oprócz pustej ¶ciany, a wiêc nie by³o najmniejszego sensu, ¿eby siê tam udawaæ, a nawet je¶li znalaz³by siê powód, którego to Wiktor nie by³ w stanie sobie wyobraziæ, to zawsze mo¿na by³o obej¶æ telewizor z drugiej strony. W k±cie znajdowa³ siê karton, po tym¿e telewizorze, w którym znajdowa³y siê ksi±¿ki , w drugim k±cie niewielki stolik, na którym sta³ monitor od komputera, na ziemi znajdowa³a siê jednostka g³ówna i drukarka. Na ¶cianach nie by³o ¿adnych ozdób, ¿adnych kwiatów, ¿adnych pó³ek, nie by³o tez szaf, szafek i ró¿nych tego lub innego typu dodatków, maj±cych na celu upiêkszenie pomieszczenia, czy te¿ sprawienie go bardziej przytulnym, bo trudno do tej kategorii zaliczyæ rozrzucone po ziemi czê¶ci garderoby ,kilka pustych plastikowych butelek po nie gazowanej wodzie mineralnej, czy jedno opakowanie po kefirze truskawkowym.
Usiad³ przed komputerem. To w³a¶nie ten szatañski wytwór zachodniej cywilizacji by³ przyczyn±, dla której wsta³ dzi¶ grubo po po³udniu. Wczorajszego ,pi±tkowego dnia , tak jak co dzieñ , zasiad³ przed monitorem i odpali³ internet, zdaj±c sobie doskonale sprawê z faktu, ¿e cyberprzestrzeñ nie oferowa³a mu niczego warto¶ciowego, mimo to powtarza³ ten rytua³ codziennie od kilku miesiêcy, nie wiedz±c do koñca, czy jest ju¿ ofiar± z³o¿onego zespo³u uzale¿nienia od internetu, czy jeszcze nie, a to z tej prozaicznej przyczyny, ¿e nie zna³ swojej reakcji na odstawienie u¿ywki, skoro w³±cza³ globaln± sieæ codziennie. Chyba pragn±³ byæ uzale¿niony, bo w takim wypadku móg³by rozpocz±æ walkê z tym kolejnym na³ogiem ,co z kolei nadawa³oby jego ¿yciu sens, do czasu gdy nie odniós³by kolejnego zwyciêstwa , tak jak bywa³o to ju¿ wcze¶niej z innymi ¶rodkami, bardziej namacalnymi, i po którym to pyrrusowym zwyciêstwie, doszed³by ponownie do przekonania, ¿e jego ¿ywot nie ma ¿adnego celu. Wczoraj wszed³ na czat. W tym momencie pojawi³o siê kilka opcji, móg³ wej¶æ do pokoju przeznaczonego dla lesbijek, przedstawiaj±c siê jako sympatyczna czternastoletnia Anulka, która zauwa¿a u siebie zainteresowanie swoj± p³ci± i dlatego chcia³aby porozmawiaæ ze starsz±, bardziej do¶wiadczona kole¿ank±, która mog³aby wprowadziæ j± w arkana mi³o¶ci rodem z Lesbos. Tutaj jednak zawsze pojawia³o siê pytanie, czy po drugiej stronie nie znajduje siê onanizuj±cy siê piêædziesiêcioletni mê¿czyzna, równie , a mo¿e nawet jeszcze bardziej niedojrza³y emocjonalnie ni¿ Wiktor. Po g³owie przesz³o mu jeszcze kilka innych równie kreatywnych pomys³ów, by ostatecznie zdecydowaæ siê na nick „Wiktor 28”. Nas³ucha³ siê wielokrotnie opowiadañ, o poznanych na czacie kobietach, które rozpalone do granic czerwono¶ci, literkami wklepywanymi przez wirtualnych kochanków, nie bêd±c w stanie powstrzymaæ siê przed wszechogarniaj±c± ¿±dz±, rzuca³y wszystko i przyje¿d¿a³y na umówione spotkanie i oddawa³y siê nieziemskiej rozpu¶cie. Z wszystkich tych historii, jedyn± prawdopodobn± wydawa³a siê ta opowiedziana przez kuzyna ,do którego mia³a to przyjechaæ nastolatka poznana na czacie, a prawdopodobieñstwo tego zdarzenia, zwi±zane by³o z faktem szczegó³owego opisywania nie tyle samego stosunku, co sposobu, w jaki kuzyn przekona³ m³od± rozpustnice do spó³kowania. Zwróci³ on uwagê, na aspekt, który nie pojawia³ siê w relacjach innych rzekomych internetowych uwodzicieli, którzy nie mówili o obawach, jakie wi±za³y siê ze spotkaniem poderwanej kobiety, bo przecie¿ sam fakt umówienia siê w okre¶lonym miejscu z ,jakby nie by³o, nieznajom± musia³ byæ równie stresuj±cy dla mê¿czyzny i nawet je¶li w mniej lub bardziej oglêdny sposób okre¶lony by³ cel spotkania, to przecie¿ wcale do seksu doj¶æ nie musia³o. W chwili gdy na ekranie pojawi³o siê odwieczne, kultowe „cze” przes³ane przez niejak± „dyskretn± 33” , Wiktor nie zdawa³ sobie jeszcze sprawy, ¿e bardzo dobrze zrobi³ ws³uchuj±c siê i analizuj±c opowiadanie kuzyna, bo rady , które zosta³y mu przekazane oraz wyci±gniête wnioski mia³y doprowadziæ do obcowania w rozkosznych zmaganiach z autork±, tego lapidarnego trzyliterowego s³ówka. Zdajê sobie sprawê, ¿e w tym miejscu mêski czytelnik oczekuje przekazanie jakiej¶ uniwersalnej zasady, która na wsze czasy oka¿e siê skuteczn± metod± przechodzenia delikatnej granicy pomiêdzy wirtualnym glêdzeniem a namacaln± penetracj±., jedyn± jednak radê, jak± mogê daæ, to s³owa , które zwolennicy skrajnego liberalizmu w ekonomii i wolnego rynku kieruj± do rz±dów pañstw : „ nie przeszkadzaæ” . Bo prawd± jest niestety, ¿e to kobieta musi wej¶æ na czat z zamiarem uwiedzenia jakiego¶ rozmówcy p³ci przeciwnej, bo przecie¿ tylko naiwno¶æ mo¿e kazaæ wierzyæ w to , ¿e niesamowita umiejêtno¶æ doboru s³ów, wystukiwanych na klawiaturze, mo¿e zachêciæ kobietê, do odbycia podró¿y , czy tym bardziej zaproszenia mê¿czyzny do siebie w celu, nazwijmy w koñcu rzeczy po imieniu, pierdolenia, bo mam nadzieje, ¿e czytelnik nie zapomina , ¿e mówimy w³a¶nie o tym, a nie randce, która to zmierza do poznania siê i dopiero z czasem owocowaæ mo¿e jedn± , czy nawet cyklicznie powtarzan± kopulacj±, i co te¿ istotne, nie mówimy o p³atnej mi³o¶ci. Tak wiêc je¶li bêdziesz mia³ szczê¶cie drogi czytelniku spotkaæ tak± niewiastê na swojej wirtualnej drodze, to jedyne co musisz robiæ, to nie zniechêcaæ do siebie, dla dodania otuchy zaznaczam, ¿e prawdopodobieñstwo poznania internetowej nimfomanki jest statycznie wysokie, jaka¶ jedna na sto, a wiêc wystarczy powtarzaæ próby, by ostatecznie trafiæ. Wiktor k±pa³ siê , przygotowuj±c do spotkania , zaplanowanego na parkingu samochodowym przed Mc. Donald’sem, wprowadzaj±c w czyn rady kuzyna, poprzez cykliczne powtarzanie ruchu rêk±, które kolokwialnie zwane jest „trzepaniem gruchy” , bo trzeba w tym miejscu zaznaczyæ, ¿e mimo , i¿ kobieta przyje¿d¿a³a w celach wiadomych, to przecie¿ , to czy ostatecznie zdecyduje siê podzieliæ swymi wdziêkami, w du¿ym stopniu uzale¿nione by³o od wra¿enia jakie ewentualny, przysz³y kochanek zrobi w trakcie pierwszej gadki szmatki, co za tym idzie ,by unikn±æ niepowodzenia, nale¿a³o zmyæ z wyrazu oczu napis „chcê ciê ruchaæ” i zast±piæ s³owami „witam serdecznie”, a chyba nie ulega w±tpliwo¶ci, ze w tych jak¿e podniecaj±cych okoliczno¶ciach jedyn± metod± , by to osi±gn±æ by³o w³a¶nie wspomniane ju¿ strzepanie gruchy . Wyobra¼my sobie mi³e zdziwienie kobiety na fakt, ¿e o to podchodzi do niej mê¿czyzna , któremu obieca³a siê oddaæ, co choæby ze wzglêdu na spo³ecznie akceptowane normy stawia j± w niezrêcznej sytuacji, a ten okazuje siê szarmanckim d¿entelnem, ¿adnym gestem nie daj±cym poznaæ celu schadzki. Efekt obojêtno¶ci wywo³any samogwa³tem, mija³ jednak szybko , co tylko przybli¿a³o kochanka do kolejnej ejakuacji, tym razem w objêciach kobiety, bo przecie¿ ta mog³a uznaæ, ¿e jej uroda i osobowo¶æ mog³y tak szybko zmieniæ zimnego, kulturalnego m³odzieñca w rozpalone zwierzê.
Wiktor jad±c samochodem, uzyskawszy chwilowy spokój wewnêtrzny, w wyniku przytoczonych okoliczno¶ci, zastanawia³ siê nad tym , jak± kobietê, starsz± od siebie o piêæ lat spotka. Z natury by³ pesymist± , dlatego nie spodziewa³ siê piêkno¶ci, z reszt± takie z pewno¶ci± nie musz± szukaæ seksu w taki sposób, nie widzia³ specjalnego problemu w wypadku je¶li partnerka oka¿e siê brzydka, zawsze przecie¿ móg³ ja wzi±æ od ty³u, chcia³ tylko ¿eby by³a w miarê zgrabna i co najwa¿niejsze w miarê szczup³a. ¦mia³ siê na my¶l, ¿e spotka grubaskê, to by by³a tragedia, nie obawia³ siê jednak takiej sytuacji, bo przecie¿ grubaski zmierzaj±ce do zaliczenia faceta, czyni± to w efekcie przebywania z przysz³ym partnerem przez d³u¿szy czas, po to by daæ mu siê oswoiæ z my¶l± poobracania baleronku. Zaparkowa³ , wyszed³ z samochodu , od strony poblisko zaparkowanego dostawczego Forda, zbli¿a³a siê niewysoka kobieta. Podesz³a , mia³a ³adn± twarz i by³a , no có¿, obrzydliwie gruba. Wiktor musia³ ca³kowicie zweryfikowaæ swoje opinie na temat praktyk godowych grubasek. Co robiæ? – zadawa³ sobie pytanie.
Godzinê pó¼niej siedzieli oboje w pomieszczeniu przystosowanym do ogl±dania kina domowe, jednak¿e nie w rozumieniu telewizora z wyj±tkowo dobr± jako¶ci± d¼wiêku i obrazu, lecz w znaczeniu dos³ownym, a wiêc w zacienionym salonie, znajduj±cym siê poni¿ej poziomu gruntu, w którym znajdowa³ siê rzutnik pod³±czony do odtwarzacza DVD, na ¶cianie, a ¶ci¶lej rzecz bior±c na prze¶cieradle, które stanowi³o ekran, ¶piewa³ i gra³ Rod Steward, a jego g³os dochodzi³ do dwojga widzów ze wszystkich stron. Wiktor ca³y czas zadawa³ sobie pytanie - Co robiæ? Jeszcze na parkingu, bêd±c ca³kowicie zdruzgotany widokiem, który siê przed nim ukaza³, straci³ ca³kowicie rezon, zw³aszcza gdy Ewelina, bo tak mia³o na imiê to pulchne stworzenie, zaproponowa³a, ¿eby udali siê na tañce, wtedy chwytaj±c siê ,jak ton±cy brzytwy, zasugerowa³, ¿eby udali siê do niego, chc±c unikn±æ kompromitacji, w sytuacji, gdyby zosta³ dostrze¿ony w miejscu publicznym przez kogo¶ znajomego.
Ewelina ,pocz±tkowo, co zrozumia³e spiêta, wyra¼nie rozlu¼ni³a siê. - Wiesz. Mam mê¿a. Nie uk³ada siê jednak miêdzy nami najlepiej, on podupad³ na zdrowiu i teraz ja muszê prowadziæ sklep, a on praktycznie nic nie robi, siedzi tylko w domu, dzieci jednak wol± jego, a ja znowu¿ wyprowadzi³am siê do matki, matka ,jak zobaczy³a mnie w drzwiach z tobo³ami, to spyta³a siê , na jak d³ugo tym razem, a on tylko siedzi w domu i nic nie robi, dzieci buntuje, bo one wol± jego, a ja pozna³am Norwega, bardzo siê polubili¶my ,ale on pojecha³ teraz do Norwegii i nie wiem, kiedy wróci i mo¿e nie wróci, ale na pewno , bêdziemy pisaæ do siebie, ale on s³abo mówi po polsku ,a ja jeszcze s³abiej po angielsku, bo wiesz on mimo, ¿e jest Norwegiem , to bardzo dobrze mówi po angielsku, bardzo siê polubili¶my i szkoda , ¿e wyjecha³, chodzili¶my na tañce, bo wiesz ja nigdy nie tañczy³am wcze¶niej , ale z Johanem czêsto chodzili¶my na tañce, bo ja wcze¶niej tylko pracowa³am i wychowywa³am dzieci, a teraz jak mój m±¿ zachorowa³, to ja chcia³am mieæ wiêcej czasu dla siebie i dlatego zaczêli¶my chodziæ na potañcówki z Johanem, najbardziej lubiê Dodê i Mandarynê, bo przy ich piosenkach bardzo fajnie siê tañczy. Mo¿e pojedziemy jednak potañczyæ?
Wiktor zrobi³ to , co ka¿dy zdrowy, normalny mê¿czyzna zrobi³by na jego miejscu, wsta³ i poszed³ po pól litra , które mia³ schowane w lodówce. Nala³ sobie drinka w proporcjach pó³ na pó³ , zaproponowa³ te¿ to samo , jak siê okaza³o, w³a¶cicielce sklepu spo¿ywczego.
- Chyba nie chcesz mnie upiæ ? – zapyta³a.
Groteskowo¶æ tego pytania polega³a na tym, ¿e je¶li, ktokolwiek mia³ zamiar siê upiæ , w tym celu, by z wiêksz± swobod± podej¶æ do wspó³¿ycia , to by³ nim w³a¶nie Wiktor, bo mimo, ¿e w my¶lach dramatyzowa³ swoj± sytuacje, to tak naprawdê, ani przez chwilê nie zrezygnowa³ z zamiarów, a to co w pierwszym momencie wydawa³o siê misj± niewykonaln± , z ka¿d± chwil± nabiera³o rumieñców i zaczê³o siê jawiæ , jako nie co karko³omne, ale jednak przyjemne, zupe³nie nowe do¶wiadczenie. Móg³ przecie¿ ju¿ na parkingu zakoñczyæ ledwo rozpoczêta znajomo¶æ, nie potrafi³ jednak byæ a¿ tak bezwzglêdny w stosunku do swojego poczucia estetyki, by przyst±piæ do dzia³ania bez pomocy ze strony wódki czystej, zw³aszcza w obliczu monologu, którego by³ jedynym s³uchaczem.
- Je¶li nie masz ochoty, to nie pij. – odpowiedzia³. Zdecydowa³a siê jednak na lekkiego drinka.
Minê³o jeszcze oko³o godziny, wype³nionej kolejnymi opowie¶ciami Eweliny, z rzadka tylko przerywanymi krótkimi uwagami Wiktora, kiedy to mê¿czyzna zauwa¿y³ , ¿e praktycznie sam wypi³ ponad po³owê butelki i je¶li chcia³ jeszcze stan±æ na wysoko¶ci zadania, to musi podj±æ odpowiednie kroki w³a¶nie teraz, bo dalsza konsumpcja trunku skoñczy siê niechybnie pijañstwem.
- To co robimy? – zapyta³.
- Nie wiem.
- Idziemy do ³ó¿ka?
- Tak.
Wstali i poszli do jego pokoju.
To co dzia³o siê przez najbli¿sze dwie godziny, na sofie, na któr± Wiktor spogl±da³ teraz, siedz±c przed komputerem, zmieni³o jego ugruntowany pogl±d na temat przyjemno¶ci , jak± mo¿na czerpaæ z kobiet±. Bo ca³a dotychczasowa aktywno¶æ seksualna Wiktora, w sferze jako¶ci i intensywno¶ci doznañ, by³a tylko marn± namiastk± tego ,czego do¶wiadczy³ z niezbyt poci±gaj±ca tak fizycznie, jak i intelektualnie puszyst± kochank±. W tym t³ustym ciele skrywa³a siê Bogini Sexu, która ka¿dym swym ruchem przeczy³a teorii, jakoby najlepszymi kochankami, by³y kobiety atrakcyjne, które to , dziêki du¿emu zainteresowaniu p³ci brzydkiej, czê¶ciej mia³y za¿ywaæ rozkoszy cielesnej, a co za tym idzie pozna³y lepiej sztukê kochania. Mo¿na by , wysnuæ wniosek, ¿e mniej atrakcyjne niewiasty staraj± siê zadowoliæ mê¿czyznê w pe³ni, po to by zyskaæ jego przywi±zanie, jednak w obliczu niezwyk³o¶ci umiejêtno¶ci Eweliny, taka interpretacja sp³yca³aby istotê rzeczy, która opiera³a siê na prze¶wiadczeniu, ¿e jest ona talentem naturalnym, samorodnym, brylantem wyj±tkowym ju¿ w swej pierwotnej postaci, nabieraj±cym jeszcze wiêkszej warto¶ci w wyniku wieloletniego szlifowania przez najlepszych. Ju¿ po pierwszych zmaganiach Wiktor zrozumia³, ¿e przy tej mistrzyni, jedyne co mu nale¿a³o robiæ to pozwoliæ jej na nieskrêpowane prezentowanie swojego talentu w pozycji na je¼d¼ca i rzeczywi¶cie Ewelina w pe³ni wykorzysta³a dan± jej szansê zaprezentowania swego geniuszu , wywija³a siê na wszystkie tylko mo¿liwe sposoby, przy czym nigdy nie zaburzaj±c harmonii , tak jakby jej cia³o niezale¿ne by³o od narz±dów p³ciowych i je¶li umiejêtnie zmienia³a rytmikê i nachylenie pchniêæ to czyni³a to w ¿aden sposób nie wynikaj±cy z przyjêtej w danej chwili pozycji, których ci±g³e zmiany by³y zaledwie gimnastycznym dodatkiem, prezentuj±cym sprawno¶æ fizyczn± pulchniutkich kszta³tów. Ta b³yskotliwa prezentacja nie mog³a nie spotkaæ siê z reakcj± mê¿czyzny, lecz kobieta za ka¿dym razem wyczuwa³a blisko¶æ zbli¿aj±cej siê kwintesencji, schodzi³a z bioder m³odzieñca i dostarcza³a mu nastêpnych, niezwyk³ych doznañ, obdarowuj±c swoim kunsztem w zakresie pieszczot oralnych, które jako¶ci± dorównywa³y poprzednim wyczynom, gdy tylko za¶ poczu³a, ¿e mo¿e wróciæ do poprzedniego spektaklu siada³a na powrót na kochanku. Ta przemienno¶æ trwa³a oko³o godziny, do chwili, kiedy po kolejnej zmianie Wiktor wytrysn±³ w ustach kobiety, która przyjê³a ten dar z pos³uszeñstwem i rado¶ci±, godnej tylko takiej mistrzyni, to co sta³o siê za¶ pó¼niej , kaza³o Wiktorowi po raz drugi w ¿yciu , pomy¶leæ „ gdybym nie zobaczy³ tego na w³asne oczy , nie uwierzy³bym”, a za pierwszym razem mia³o to miejsce, gdy by³ ¶wiadkiem ,jak pewien osobnik skrêci³ jointa jedn± d³oni±. Otó¿ kobieta ju¿ w trakcie ejakuacji, zaczê³a bardzo silnie ³apaæ d³oñmi boki i uda kochanka, wbijaj±c siê bole¶nie palcami w jego cia³o , szybko zmienia³a punkty, które dotyka³a opuszkami , tak jakby dok³adnie wiedzia³a, jakich miejsc szuka, trwa³o to oko³o minuty i zakoñczy³o siê ponownym dosiê¶ciem mê¿czyzny, bo jak siê okaza³o, celem tego nietypowego masa¿u by³o unikniecie odp³ywu krwi z najbardziej w tej chwili istotnej czê¶ci cia³a, a wiêc zapobiega³o utracie erekcji. Nie zaznawszy przerwy kontynuowali, to co czynili, przez kolejn± godzinê, tym razem jednak fina³ mia³ miejsce w pochwie kobiety, a tu¿ przed nim Ewelina z³apa³a rêkê Wiktora, wymownie za¿±dawszy stymulacji jej najczulszego punktu, bo przecie¿, po tym dwugodzinnym wystêpie zas³ugiwa³a na rozkosz w postaci po³±czenia dwóch rodzajów uniesieñ, Wiktor zrozumia³, ¿e musi spe³niæ jej oczekiwania, co z reszt± by³o jak najbardziej sprawiedliwe, choæ niebywa³e wrêcz przyspieszenie, jakie mia³o miejsce na samym koñcu, grozi³o nie tylko konstrukcji sofy, ale tak¿e po³amaniem stawu biodrowego, zw³aszcza bior±c pod uwagê ciê¿ar, z jakim mia³ do czynienia. Kobieta szczytowa³a chwilê po kochanku.
Po¿egnali siê czule i mimo, ¿e Ewelina napomknê³a o ponownym spotkaniu, to Wiktor da³ zrozumienia, ¿e nie chce by to nast±pi³o, bo jaki sens mia³oby ponowne wej¶cie na Mount Everest, jaki sens mia³oby ponowne l±dowanie na ksiê¿ycu. Przyæmi³oby tylko warto¶æ pierwszej randki, któr± dziêki jej jednorazowo¶ci ,Wiktor rozpamiêtywaæ bêdzie i ho³ubi³ do koñca ¿ycia. Ewelina sta³a siê ofiar± swojego talentu.
Wiktor wpatrywa³ siê w sofê i zdawa³ sobie sprawê , ¿e mimo wszystko , wczorajszy dzieñ nie znaczy³ nic w porównaniu z tym, co czeka³o go tej nocy.

* * *

Marta siedzia³a wygodnie na fotelu, popijaj±c soczek, poci±gaj±c od czasu do czasu nosem, co stanowi³o ostatni objaw ca³onocnego potoku ³ez, spowodowanego wczorajszymi wydarzeniami.
Wpatrywa³a siê w ekran telewizora, na którym lecia³a jej ulubiona kreskówka, gdzie ulubieni bohaterowie zmagali siê z kolejnymi trudno¶ciami, a by³y one niebagatelne, bior±c pod uwagê, ¿e zmagaæ z nimi musia³o siê rodzeñstwo m³odych bardzo dzieci. Dziewczynka, a mówi±c ¶ci¶lej, krowa, bo w³a¶nie krowa odgrywa³a rolê dziewczynki, razem z wujkiem znalaz³a siê na dachu w³asnego domu i nie by³a w stanie z niego zej¶æ, tragizmu sytuacji dodawa³ fakt, ¿e by³o bardzo gor±co, co grozi³o powa¿nymi konsekwencjami , na dodatek nigdzie nie by³o brata, brata który by³ de fakto kurczakiem, a rodzice dawno gdzie¶ wyszli i nie by³o wiadomo , kiedy wróc±. Mo¿na by by³o pos±dzaæ rodziców o nieodpowiedzialno¶æ, gdyby nie to, ¿e przecie¿ o opiekê poproszony zosta³ wujek, który teraz razem z krow± uwiêziony by³ na dachu, lecz mimo ¿e by³ doros³ym, nie wiele by³ w stanie zrobiæ, bo by³ kurczakiem bez ko¶ci. Skoro nie mia³ ko¶ci, nie by³ w stanie siê poruszaæ, co zasadniczo by³o przyczyn± opresji w jakiej znalaz³ siê obecnie z w³asn± bratanic±, bo chc±c krówce umiliæ czas, bawili siê w ich ulubion± zabawê, czyli podrzucanie kurczakiem bez ko¶ci w górê i ³apanie go opadaj±cego. Krowa i wujek uwielbiali t± grê, w której dziewczynka chwyta³a stryja w pysk , wyrzuca³a w powietrze i próbowa³a z³apaæ, co nie zawsze siê udawa³o i koñczy³o siê czêsto bolesnym upadkiem , jednak bezkostny kurczak nie zra¿ony, wybacza³ jej i pozwala³ kontynuowaæ. Niestety ta niewinna zabawa skoñczy³a siê wyrzuceniem wujka a¿ na dach, a co gorsze krówka, wchodz±c do góry w celu uratowania krewnego, przypadkowo odepchnê³a drabinê , przez co nie by³o drogi powrotnej. Na szczê¶cie ,jak to w bajkach, wszystko skoñczy³o siê pomy¶lnie, bo wrócili rodzice, których nie by³o , jak siê okaza³o tylko dziesiêæ minut, a powietrzni rozbitkowie zostali wyswobodzeni, i nawet konieczno¶æ odwiezienia kurczaka bez ko¶ci do szpitala, gdy¿ przypiek³ siê nieco na blaszanym dachu, nie mog³a zm±ciæ ogólnej rado¶ci.
Mo¿na by³oby zadaæ pytanie, dlaczego dwudziestosze¶cioletnia kobieta ogl±da³a tak idiotyczn± kreskówkê. Mo¿na by³oby zadaæ pytanie , dlaczego tak idiotyczna kreskówka w ogóle puszczana by³a w telewizji. I z pewno¶ci± pierwsz± kwestiê mo¿na by by³o wyt³umaczyæ przypadkiem , czyli stwierdzeniem , ¿e Marta w³±czy³a Cartoon Network mimochodem i zaciekawiona grotesk± pozwoli³a sobie obejrzeæ filmik do koñca, niestety jednak, bajka lecia³a nie bezpo¶rednio z kablówki , ale z magnetowidu, co sugerowa³o , ¿e seans nie tylko by³ celowy, ale wrêcz dziewczyna zada³a sobie sporo trudu, ¿eby zarejestrowaæ obraz, by móc go pó¼niej odtwarzaæ. Co wiêcej przegl±daj±c filmotekê napotkaæ mo¿na by³o wiêcej kaset z innymi bajkami , i tak w kolekcji znajdowa³y siê przygody ¦wistaka i Pawiana, Atomówek, czy Dextera w jego laboratorium, sama klasyka. Tak czy owak Marta odpowiada³a zawsze tak samo, twierdz±c, ¿e ta twórczo¶æ dostarcza wiêcej wra¿eñ duchowo- artystyczno- intelektualnych ni¿ „ Klan” , „ Moda na Sukces” ., „ M jak mi³o¶æ” , program Kuby Wojewódzkiego, czy Szymona Majewskiego razem wziête i rzeczywi¶cie trudno odmówiæ jej racji. Choæ przyznawa³a, ¿e cieszy j±, ¿e nie jest dzieckiem w tych czasach, i mog³a wychowywaæ siê na „Bolku i Lolku”, bo wp³yw psychodelicznych bajek na umys³y ma³olatów nie zosta³ jeszcze do koñca zbadany.
Poprawi³ siê jej nieco humor i mog³a spokojnie przemy¶leæ, to co sta³o siê wczoraj.
Wraca³a z pracy tramwajem tym co zwykle, nie ¿eby nie mia³a samochodu, ale dotrzymywa³a czasem towarzystwa kole¿ankom, które tak bardzo pragnê³y jej towarzystwa, a ona nie potrafi³a im odmówiæ tej ma³ej przyjemno¶ci, co wcale nie ¶wiadczy o jej dobroci, bo nie zale¿a³o jej zbytnio na ich przyja¼ni, z drugiej strony nie ¶wiadczy³o to te¿ o z³ej stronie charakteru, w postaci egocentrycznej potrzebie brylowania, bo z natury by³a samotniczk±, lecz los od zawsze skazywa³ j± na samotno¶æ w t³umie, tak jakby podwójnie karz±c j± tym piêtnem, bo przecie¿ samotnik przebywaj±cy wiecznie sam, ma t± przynajmniej rado¶æ, ¿e jest sam, za¶ Marta zmuszona by³a pokutowaæ w centrum zainteresowania, którym od zawsze by³a obdarowywana i potrafi³a znosiæ to godnie , nie daj±c najmniejszych oznak niezadowolenia i nigdy nie bêd±c rozszyfrowana. Dodatkow± atrakcj± wspólnej podró¿y by³ fakt, ¿e ka¿dej ¶rody i pi±tku na drugim przystanku wsiada³ mniej wiêcej dwudziestokilkuletni m³odzieniec, który imponowa³ wspó³pracownicom urod±, wzrostem, prezencj±, ubiorem, u¶miechem, kultur±, a tego dnia by³ pi±tek. Boski Adonis , bo tak go nazywa³y, by³ sta³ym punktem rozmów, a raczej chichotów, kole¿anki uwielbia³y siê na niego patrzeæ, szepcz±c sobie do ucha, jakie to niezwyk³e rzeczy chcia³yby z nim robiæ. Boski Adonis przygl±da³ siê kobietom i zdawa³ siê mówiæ, ¿e wie, czego siê od niego oczekuje, bo z takim zainteresowaniem spotyka siê nagminnie i choæ w prawdzie, czêsto je wykorzystuje, to powstaje pytanie, czy która¶ z nich jest na tyle odwa¿na, by podej¶æ i sprawdziæ, czy dzi¶ ma na to ochotê, bo przecie¿ nie mog± liczyæ na to, ¿e on zrobi pierwszy krok, wszak jest zbyt piêkny i rozchwytywany, by taki krok kiedykolwiek robiæ musia³. Ta bezbolesna i nie zobowi±zuj±ca gra pozorów trwa³a tygodniami i je¶li wczoraj Marta zdecydowa³a siê to zmieniæ, to dlatego, ¿e po pierwsze wraca³a sama, a po drugie nie widzia³ powodu, ¿eby tego nie zmieniaæ. Wcale nie poci±ga³ j± tak bardzo, z reszt± ¿aden siê taki nie znalaz³ nigdy, ale skoro przyzwyczajona by³a do udawania, to mo¿e poudawaæ, jak bardzo jej zale¿y na seksie, który przecie¿ te¿ by³ powodem , dla którego postanowi³a, zaprosiæ go do siebie. Co wiêcej chcia³a speszyæ tego dupka, który, ka¿dym ruchem mówi³ , patrzcie jaki ja jestem wspania³y, bo nie lubi³a takich mê¿czyzn i to nie z powodu zazdro¶ci , wszak by³a o wiele piêkniejsz± kobiet± ni¿ on by³ piêknym mê¿czyzn±, a je¶li pozwala³a sobie od czasu na zarozumia³o¶æ z tego powodu, to tylko dlatego, ¿e bêd±c zawsze najja¶niej ¶wiec±c± gwiazd± w towarzystwie ,spe³nia³a tylko oczekiwania gawiedzi. Usiad³a ko³o niego, po³o¿y³a d³oñ na jego kroczu i zapyta³a siê czy pójdzie do niej. Odpowiedzia³, ¿e tak.
Andrzej , bo tak mia³ na imiê, okaza³ siê niestety, tym kim okazaæ siê musia³, bior±c pod uwagê jego dotychczasowe zachowanie.
- Co ¶rodê i pi±tek chodzê na basen – rozpocz±³, siedz±c ju¿ wygodnie w mieszkaniu Marty, popijaj±c jednoroczn±, bo przecie¿ i tak nie dostrzeg³by ró¿nicy, wyrokowa³a gosopodyni, whisky z col± – Dbam o wygl±d, chodzê te¿ na masa¿ i pedicure, uwa¿am , ¿e kto nie dba o siebie, nie jest do koñca cz³owiekiem, wiem , ¿e jestem atrakcyjny i nie widzê powodu, ¿eby tego siê wstydziæ, czy ukrywaæ, skoro i tak ka¿dy to widzi, ty te¿ jeste¶ niczego sobie, inaczej nie zgodzi³bym siê przecie¿ tu dzi¶ przyj¶æ, ale twoja obstawa jest beznadziejna, wiedzia³em , ¿e wcze¶niej czy pó¼niej siê na to zdecydujesz i nie powiem , nawet mnie to ucieszy³o.
Mia³a ju¿ do¶æ tych bredni, uklêk³a przed nim i zaczê³a rozpinaæ mu rozporek. To by³ ten moment ,który lubi³a najbardziej. Zawsze jest ta chwila niepewno¶ci. Jaki bêdzie ? Du¿y czy ma³y? Gruby czy chudy? Prosty czy zakrzywiony, a je¶li zakrzywiony , to w któr± stronê? Uwielbia³a celebrowaæ ten moment, próbuj±c przez spodnie oceniæ rozmiar, tego co zaraz siê w niej znajdzie. W koñcu wyci±gnê³a penisa na zewn±trz, nie zawiod³a siê by³ do¶æ poka¼ny, choæ mia³a ju¿ do czynienia z wiêkszymi, ale koñcówka by³a w³a¶nie taka, jak± lubi³a, du¿a i pulchna. Cieszy³a siê w duchu, ¿e tak pogardza tym m³odzieniaszkiem, bo dziêki temu, bêdzie mog³a ¶mia³o skupiæ siê na swojej przyjemno¶ci.
Tragedia. Spu¶ci³ siê ju¿ po paru ruchach w ustach Marty . Piêkny Adonis mia³ przedwczesny wytrysk. Rozebra³a siê i da³a mu szansê zaspokoiæ j± oralnie. Niestety, jego nieumiejêtne starania, choæ trudno uznaæ, ¿e w ogóle siê stara³ , nic nie wskóra³y. Sugestia, ¿eby zainteresowa³ siê ³echtaczk±, by³a chybiona, bo najwyra¼niej w ¶wiecie, takie s³owo us³ysza³ po raz pierwszy, po uwadze za¶ by w³o¿y³ jêzyk do ¶rodka, odpowiedzia³, ze siê brzydzi, co ca³kowicie odebra³o jej resztki nadziei na choæby maleñki orgazm i je¶li pozwoli³a jeszcze wej¶æ na siebie, to tylko po to, by skoñczyæ t± farsê, któr± oko³o minutowa penetracja ,zakoñczona kolejnym szybkim fina³em , ostatecznie zamknê³a.
Obydwoje b³yskawicznie zmierzali do koñca schadzki, Piêkny Adonis by³ zadowolony ,¿e zaliczy³ kolejna naiwn± , bo trzeba wiedzieæ, ¿e nic sobie nie robi³ z niedoci±gniêæ w sztuce kochania, nic nie by³o w stanie zak³óciæ jego samouwielbienia. Tu¿ po jego wyj¶ciu Marta rozp³aka³a siê, nie jednak z powodu doznanej zniewagi, bo przecie¿ wypadki chodz± po ludziach, nie p³aka³a te¿ nad beznadziejno¶ci± charakteru nieudolnego kochanka, bo co j± to obchodzi³o. P³aka³a, bo by³a kobiet± i lubi³a sobie od czasu do czasu pop³akaæ, a w tych okoliczno¶ciach mia³a bardzo mocny pretekst.
Prawda by³a te¿ taka, ¿e dopiero dzisiejsza noc mia³a przynie¶æ realizacjê fantazji, o których, tak d³ugo marzy³a.

* * *

Marta i Wiktor poznali siê na kursie malarskim , choæ nie by³ to kurs w ¶cis³ym tego s³owa znaczeniu, mimo ¿e tak brzmia³a jego oficjalna nazwa, by³o to raczej kó³ko zainteresowañ, grupuj±ce ludzi , którzy malowanie traktowali jako swoje hobby, do niczego nie zobowi±zuj±ce ,ale daj±ce upust potrzebie artystycznej ekspresji, w takim zakresie w jakim ta potrzeba by³a silna, a wiêc w stosunkowo niewielkim. Choæ oczywi¶cie uczestnictwo w tego typu niszowym przedsiêwziêciu by³o te¿ czêsto powodowane chêci± zabicia czasu, prób± poznania ciekawych ludzi ,czy najzwyklejsz± ochot± wybicia siê ponad codzienno¶æ, tak dla siebie samego , czy nierzadko dla wyró¿nienia siê w bezosobowym t³umie, bo przecie¿ nazwanie siê malarzem jest nobilituj±ce i robi wra¿enie w towarzystwie. Niezale¿nie od pobudek, które powodowa³y kursantami, wszyscy byli zadowoleni i z wielk± rado¶ci± brali udzia³ w cotygodniowym spotkaniu w specjalnie do tego przygotowanej i op³aconej salce w domu kultury , bo przecie¿ kultywuj±c jakiekolwiek hobby, nale¿y robiæ to dla przyjemno¶ci, w taki sposób , by przyjemno¶æ czerpaæ mogli te¿ inni wspó³uczestnicy, a przypadkowy dobór osób uczestnicz±cych w tym, jakby nie by³o, elitarnym towarzystwie pozwoli³ na takie w³a¶nie obcowanie ze sztuk±. Ka¿dy pochodzi³ z jakiego¶ ¶rodowiska, ka¿dy wykonywa³ jaki¶ zawód, jednak przez dwie godziny co czwartek, wszyscy o tym zapominali, nikt nie stara³ siê wywy¿szaæ, czy to z racji pozycji spo³ecznej, a ju¿ tym bardziej z powodu rzekomego talentu, który to mia³by posi±¶æ w stopniu wiêkszym ni¿ pozostali. By³y oczywi¶cie osoby, które wyró¿nia³y siê tak umiejêtno¶ciami, jak i osobowo¶ci± , co jest naturalne w ka¿dej mniej lub bardziej sformalizowanej grupie ,a do tych osób, w tym akurat gronie, nale¿eli w³a¶nie Marta i Wiktor.
Marta by³a piêkn± platynow± blondynk±, obdarzon± wspania³ym szerokim u¶miechem i tym czym¶ nieokre¶lonym, co powodowa³o, ¿e mê¿czy¼ni lgnêli do niej i o dziwo ,lgnê³y do niej te¿ kobiety, bo trzeba wiedzieæ, ¿e Marta ¶wiadoma czaru jaki rozsiewa³a dooko³a siebie, nie obnosi³a siê sob±, a co za tym idzie, nie wzbudza³a zazdro¶ci innych dam, co wiêcej one przebywaj±c w jej towarzystwie , zyskiwa³y, tak jakby odbija³o siê w nich ¶wiat³o, z niej bij±ce . Jej obrazy nie by³y skomplikowane, mo¿na powiedzieæ, ¿e by³y wrêcz proste, przes³anie w nich zawarte ogranicza³o siê do rado¶ci i szczê¶cia, jakie autorka musia³a czerpaæ z ¿ycia, na p³ótno przelana by³a ca³a s³odycz i ciep³o, które przylgnê³o do Marty. I tak jak ka¿dy dowcip wydaje siê nad wyraz zabawny, gdy s³uchamy go bêd±c pod wp³ywem marihuany, mimo ¿e w rzeczywisto¶ci jest przeciêtny, tak jej obrazy zyskiwa³y na tym , ¿e by³y jej autorstwa, bo nie wiedz±c o tym , nie znaj±c malarki i nie bêd±c pod jej wra¿eniem, nie ocenialiby¶my ich tak wysoko , traktuj±c je za do¶æ powszednie. Trudno jest zdefiniowaæ to co¶, co czyni³o z Marty tak wyj±tkow± kobietê, bo trudno jest opisaæ, dlaczego kto¶ ¶wieci jasnym blaskiem, a dlaczego kto¶ jest ma³o interesuj±cy i zawsze odsuwany na bok , trudno to wyt³umaczyæ tylko nadzwyczajn± urod± i intelektem, bo wbrew pozorom takie po³±czenie u kobiet jest do¶æ czêste, Marta by³a jednak skromna i co wa¿ne nie w sposób sztuczny, lecz naturalny, ale jednocze¶nie ca³e jej jestestwo zdawa³o siê mówiæ: „ wiem jaka jestem , to nie jest ani moja wina, ani moja zas³uga, nie zazdro¶æ mi , bo mimo wszystko nie bêdê za siebie przepraszaæ i choæ jest mi z tym dobrze ,to nie widzê powodu by¶ mnie a¿ tak uwielbia³”. Tak by³a odbierana i tak± ja wszyscy kochali.
Wiktor w pewnym sensie stanowi³ przeciwieñstwo blondynki, nie by³ przystojny, choæ bez trudu w rysach jego twarzy dostrzec mo¿na by³y minion± ¶wietno¶æ, lecz to co by³o uderzaj±ce to bezczelne spojrzenie, które kontrastowa³o z jego kultur± osobist± i elegancj± s³ów. Jego charakterystyczny sposób bycia powodowa³ ,¿e rozmówca , czu³, ¿e bierze udzia³ w grze, bo mimo kurtuazji i szykowno¶ci, jego oczy zdawa³y siê wy¶miewaæ , a wrêcz wyrzucaæ , ¿e zosta³ zmuszony do prowadzenia konwersacji. Czym uprzejmiejsze by³y s³owa i ruchy Wiktora, tym bardziej jego wzrok zdawa³ siê mówiæ : „daj mi ¶wiêty spokój”. A trzeba wiedzieæ, ¿e rozmowa z Wiktorem by³a zawsze interesuj±ca, bo by³ on nie tylko erudyt±, posiadaj±cym szerok± wiedzê i mo¿liwo¶æ wypowiedzenia siê na ka¿dy temat , lecz tak¿e empat± , co przecie¿ tak rzadko idzie w parze z egocentryzmem, które choæ ukrywany za zas³on± s³ów, przebija³ siê przez nie od czasu do czasu, za¶ najbardziej zauwa¿alny by³ w chamstwie oczu. By³ tym typem cz³owieka, który odpycha i przyci±ga jednocze¶nie i co najgorsze nawet u osób bardzo pewnych siebie powoduje niezrozumia³±, nieodpart± potrzebê akceptacji, tak jakby zarzuca³ niewidzialne sid³a , z których ciê¿ko by³o siê wypl±taæ. I nawet je¶li praktycznie ka¿dy, by³ w stanie, po up³ywie odpowiedniego czasu zostaæ przyjêty do grona jego znajomych, to zawsze istnia³o ryzyko, ¿e ni st±d, ni zow±d , bez podania ¿adnej przyczyny, bêdzie z tego grona wykluczony. Jego obrazy by³y s³abe warsztatowo ,ale zaskakiwa³y ró¿norodno¶ci± tematyki , manipulowa³y i miesza³y stylami. W jednym obrazie mo¿na by³o dostrzec wp³ywy jednocze¶nie dadaistyczne, pointystyczne i surrealistyczne i choæ takie po³±czenie wydaje siê niedorzeczne , to tylko sobie znanym sposobem ,potrafi³ stworzyæ z tego jedn± sensown± ca³o¶æ . Czasami przes³anie by³o oczywiste, wrêcz banalne, a czasami skomplikowane, tak ¿e musia³ je t³umaczyæ, najczê¶ciej jednak jego dzie³a nie mia³y ¿adnego przekazu, a zapytany, co chcia³ przedstawiæ , wymy¶la³ co¶ naprêdce. Bo tak jak on, bawi³ siê lud¼mi, tak jego obrazy kpi³y z obserwatorów.
Marta otoczona wszystkimi i Wiktor otoczony wybrañcami nie zak³ócali swoich orbit oddzia³ywania i rzadko ze sob± rozmawiali, staraj±c siê ograniczaæ do kulturalnej wymiany uprzejmo¶ci, co oceniane by³o przez pozosta³ych, za niechêæ do niepotrzebnego zderzenia siê dwóch wybijaj±cych osobowo¶ci, niechêæ maj±c± na celu zachowaæ status quo i mi³± atmosferê na zajêciach. Prawdziwa przyczyna takiego stanu rzeczy le¿a³a jednak gdzie indziej.
Ju¿ za pierwszym razem kiedy na siebie spojrzeli, zrozumieli, ¿e ich dusze patrz± w lustro, wstydzili siê wzajemnej bezbronno¶ci i pierwszym w ich ¿yciu rozszyfrowaniem wnêtrza, bo przecie¿ prawdziwie drug± osobê poznaæ mo¿e tylko osoba, która czuje, to samo , a b³êdem jest s±dziæ, ¿e prowadzi to do powstania przyja¼ni, czy, w przypadku je¶li mamy do czynienia z kobiet± i mê¿czyzn±, do mi³o¶ci, bo przera¿aj±ca jest ¶wiadomo¶æ, ¿e druga strona wie wszystko o mnie i ¿e wie, ¿e ja wiem wszystko o niej, szczególnie je¶li prawda jest tak okrutna. Obydwoje nale¿eli do ludzi pochowanych ju¿ za ¿ycia, bo choæ w ich ¿y³ach pulsowa³a krew, w ciele odbywa³y siê wszystkie procesy biologiczne, ich umys³y funkcjonowa³y nale¿ycie, to martwe by³y ich dusze. Martwica duszy jest zjawiskiem nie opisanym przez naukowców, nie analizowanym przez moralne autorytety, nie ocenianym przez filozofów, czêsto bywa mylona z depresj±, znieczulic± , czy jak±kolwiek inn± form± zaburzenia zdrowia fizycznego, psychicznego lub krêgos³upa moralnego. Osoba maj±ca martw± duszê nie jest chora w medycznym tego s³owa znaczeniu, ani na ciele , ani na umy¶le, osoba taka nie jest z³a, ani dobra, bo dusza funkcjonuje poza tym dychotomicznym podzia³em, zdecydowanie jest jednak nieszczê¶liwa. Martwa dusza utraci³a mo¿liwo¶æ kochania i co jest jeszcze bardziej przera¿aj±ce utraci³a wiarê w to ,¿e pokochaæ jeszcze bêdzie mog³a i pogodzi³a siê ju¿ z tym, bo przecie¿ nie mo¿na walczyæ z czym¶, co jest nie do zwalczenia. Martwa dusza nie jest w stanie wzbiæ siê tak¿e do jakiegokolwiek innego uczucia jak przyja¼ñ, nienawi¶æ, zazdro¶æ , rado¶æ, smutek, z³o¶æ. I niej jest to efekt jakich¶ mniej lub bardziej traumatycznych prze¿yæ, dusza umiera nagle i tak jak jest w przypadku cia³a , nie ma mo¿liwo¶ci zmartwychwstania, za¶ cz³owiek, który nosi ni± w sobie zdaje sobie z tego ca³kowicie sprawê, zw³aszcza ¿e dusza staje siê wtedy niezwykle ciê¿ka , a noszenie jej jest niezmiernie bolesne. Ró¿ne s± reakcje osób, których dopad³a ta metafizyczna przypad³o¶æ, zdarza siê czêsto , ¿e staczaj± siê, popadaj± w na³ogi ,wiecznie uciekaj±, staraj± siê zerwaæ wszelkie dotychczasowe wiêzi, nigdy jednak nie próbuj± zakoñczyæ swój ¿ywot, jak to ma miejsce w przypadku osób cierpi±cych na depresjê, bo w odró¿nieniu od tych nieszczê¶ników zdaj± sobie sprawê , ¿e ¿ycie jest wielkim darem, zw³aszcza w obliczu tego, ¿e s± ¶wiadomi i¿ nigdy wiêcej kolejnej szansy nie dostan± , bo tak jak cia³o jest tylko siedliskiem duszy i mo¿e byæ zmieniane wielokrotnie, tak, te tak zwane astralne ja, umieraj±c przedwcze¶nie przed cia³em ,nie pozostawia ¿adnych nadziei na jak±kolwiek mo¿liwo¶æ kontynuowania egzystencji. Cz³owiek z martwym duchem w ¶rodku jest ju¿ tylko namiastk± istoty ¿yj±cej , lecz mimo to skupia siê usilnie na tym, by ostatnie swoje wcielenie, poprzednich nie znaj±c, prze¿yæ, dostarczaj±c jak najwiêcej wra¿eñ resztkom swojej ziemskiej pow³oki, a wiêc cia³u, osobowo¶ci, charakterowi , ¶wiadomo¶ci i wszystkiemu temu, co czyni , ¿e jeste¶my jednostk± , z wyj±tkiem uczuæ, bo te zamieszkuj± i pochodz± z martwej ju¿ przecie¿ duszy. Ludzie , których wnêtrze opustosza³o s± samotnikami, unikaj± innych , bo po co im inni, skoro nie mog± obdarzyæ ich ¿adnymi uczuciami, a szczególnie ju¿ unikaj± siê wzajemnie, bo tylko przypominali by sobie o nieszczê¶ciu, jednak jest pewna grupa, a do nich nale¿y Marta i Wiktor, którzy potrafi± nosiæ to brzemiê z godno¶ci± i potrafi± przyg³uszyæ pustkê, poprzez karmienie siê surogatami uczuæ, wype³niaj±c czas kontaktami z innymi, bo trzeba wiedzieæ, ¿e tak jak ¶lepcom wyostrza siê s³uch, tak brak uczuæ wyostrza inne zmys³y jak intelekt , poczucie sztuki, itd., co powoduje ,¿e staj± siê atrakcyjnymi towarzyszami prze¿yæ. Marta przybra³a pozê uwielbianej i kochanej blondynki , za¶ Wiktor gra rolê niedostêpnego ,pewnego siebie intelektualisty. I w³a¶nie dlatego unikali siê na kursie malarskim, bo wstydzili siê swojej postawy, a jednocze¶nie kpili z postawy drugiej strony.
Wszystko jednak zmieni³o siê, gdy pojawi³a siê ona.
Lidka by³a m³odsza, mia³a dwadzie¶cia dwa lata i by³a niezwyk³a, do³±czy³a do kursu ju¿ w trakcie trwania, ale nie przeszkodzi³o jej to w tym , by zostaæ przez wszystkich polubiona i ¿eby zd±¿yæ wszystkich polubiæ. By³a uprzejma, kulturalna, weso³a i chwali³a obrazy wszystkich kursantów, smuci³a siê, jak komu¶ czyj¶ obraz siê nie podoba³ i stara³a siê mu wyja¶niæ, dlaczego jest w b³êdzie, ale robi³a to w taki sposób, by z kolei nie uraziæ , tego , któremu dane by³o, okazaæ nieco krytyki innej osobie. Je¶li przekona³a malkontenta do swojej racji i ten pochwali³ omawiane dzie³o, u¶miecha³a siê szczerze i sz³a dalej siaæ rado¶æ i szczê¶cie, je¶li za¶ jej próby spe³z³y na niczym, smuci³a siê jeszcze ma³± chwilkê, bo d³u¿ej nie potrafi³a i sz³a dalej siaæ rado¶æ i szczê¶cie. By³a s³odka , dla ka¿dego mia³a dobre s³owo i zazwyczaj dobre s³owo otrzymywa³a w zamian , gdy jednak, kto¶ opacznie lub bêd±c ju¿ nieco znu¿ony jej pochlebstwami, odburkiwa³ co¶ niemi³ego pod nosem, co oczywi¶cie zdarza³o siê rzadko, patrza³a z naiwn± min±, jakby mówi±c : „jak to? przecie¿ tak nie mo¿na” , poczym udawa³a siê do innej sztalugi, by tam daæ i otrzymaæ dobro . By³o jej wszêdzie pe³no , podziwia³a i kocha³a wszystkich, ¿ycie jej wype³nione by³o bezgranicznym szczê¶ciem , którego by³o w niej tak du¿o , ¿e musia³a dzieliæ siê z nim innymi, czy tego chcieli, czy nie. Mia³a jeszcze ta irytuj±c± cechê, ¿e wszystko, co robi³a, ograniczaæ siê musia³o tylko do takich rzeczy, które robiæ wypada³o, bo jeden z elementów, na którym polega³o jej sianie dobroci, opiera³ siê na wype³nianiu oczekiwañ innych, bo dziêki temu czyni³a ich szczê¶liwymi. By³a typem dziewczyny, której przysz³o¶æ mog³a skoñczyæ siê tylko w dwojaki sposób, mog³a rozpocz±æ karierê zawodow± i ciê¿ko pracowaæ, lub te¿ zostaæ czyj±¶ ¿on± i wychowywaæ dzieci. Wydawaæ by siê mog³o , ¿e te dwie opcje, jakie stoj± przed kobietami w dzisiejszych czasach na tyle siê wykluczaj±, ¿e ju¿ po charakterze dziewczyny na d³ugo przed podjêciem decyzji ,widaæ czego chce i w czym bêdzie czu³a siê dobrze, jednak dla Lidki by³o to obojêtne, najwa¿niejsze, ¿e oba warianty s± spo³ecznie akceptowane i wype³ni³aby w obu sytuacjach oczekiwania i za ka¿dym razem by³aby dziêki temu szczê¶liwa. Co wiêcej gdyby w odbiorze spo³ecznym , wskazane i powszechnie szanowane by³o bycie prostytutk± , to mog³aby ni± zostaæ, tak samo , jak i przyk³adowo alkoholiczk±, czy narkomank± , jednak skoro takie osoby s± potêpiane, to nawet przez my¶l jej nie przesz³o, ¿e mog³aby podzieliæ ich los. Nie by³a jednak snobk± i nikim nie pogardza³a, chyba, ¿e zosta³a akurat zmuszona do wypowiedzenia siê na temat osoby ogólnie pogardzanej, bo w takich sytuacjach, mimo ¿e wolna by³a od wszelkich negatywnych uczuæ, chc±c zadowoliæ s³uchaczy, potrafi³a siê ¼le o kim¶ wypowiedzieæ, lecz szybko stara³a siê dodaæ inne uwagi, nawet je¶li by³y nie na temat, zmierzaj±ce do podzielenia siê swoim szczê¶ciem.
Mia³a najwiêkszy talent z wszystkich kursantów, lecz przykro jej by³o z tego powodu i czêsto specjalnie psu³a swoje obrazy, czy te¿ nie dopracowywa³a, bo mog³yby wzbudziæ zazdro¶æ , a ona nie chcia³a, by cokolwiek co wysz³o z jej rêki, budzi³o u kogo¶ pod³e uczucia, wola³a podziwiaæ, ni¿ byæ podziwiana, spe³niaæ oczekiwania i nie wybijaæ siê ponad innych. Wierzy³a , ¿e wszyscy s± z natury dobrzy i je¶li grzesz± czasami to tylko omy³kowo, nale¿y ewentualnie delikatnie zwróciæ im uwagê i daj±c wzór samym sob± przekonaæ, ¿e tylko bycie dobrym jest mi³e i przyjemne.
Szybko do³±czy³a do grona skupionego wokó³ Marty, bo wszyscy j± uwielbiali, a wiêc i ona musia³a. Z czasem nie odstêpowa³a jej prawie na krok, a Marta choæ zniesmaczona t± sytuacj±, nie chcia³ pokazaæ, ¿e jej to przeszkadza i nawet zachêca³a Lidkê do zacie¶niania tej znajomo¶ci. S³odycz lej±ca siê z ust m³odszej kole¿anki i wrêcz bezgraniczne uwielbienie zaczê³o wywo³ywaæ pogardê u blondynki. Lidka by³a jednak przeszczê¶liwa w jej towarzystwie, a bêd±c wype³niona wiar± w ludzkie dobro, nie by³a w stanie domy¶liæ siê prawdziwych my¶li swojego idea³u. Zaczê³y spotykaæ siê poza kursem, razem chodzi³y na zakupy, do kina ,do pubów , odwiedza³y siê ,zosta³y przyjació³kami.
Istnieje specyficzna wiê¼ miêdzy dwoma przyjació³kami, która polega na tym, ¿e ta piêkniejsza przyci±ga adoratorów, a ta mniej urodziwa , korzystaj±c z powodzenia kole¿anki , pe³ni funkcjê niejako s³u¿ebn±, bêd±c mniej obdarzon± w kobiece wdziêki, jest uzupe³nieniem maj±cym na celu podkre¶laæ walory tej , która pe³ni role gwiazdy, jednak nie robi tego za darmo, bo w zamian przecie¿ znajduje siê w centrum wydarzeñ ,ma mo¿liwo¶æ obcowania z tymi wszystkimi, którzy lgn± do przyjació³ki, a nie by³aby w stanie osi±gn±æ tego samoistnie. Taka relacja opiera siê wiêc na swoistej symbiozie , choæ toksyczno¶æ takiej przyja¼ni, opiera siê w du¿ej mierze na ukrywanej zawi¶ci s³abszej w stosunku do silniejszej ,przemieszanej ze strachem przed odrzuceniem oraz drwin± i poczuciem wy¿szo¶ci piêkniejszej ,po³±czonymi z obawami, ¿e zostanie opuszczona. I tak wygl±da³a relacja miedzy nimi na zewn±trz, jednak prawda by³a inna, gdy¿ obie ,choæ gra³y swoje role idealnie, nie wpasowywa³y siê w wy¿ej opisany schemat. Lidka nie by³a wcale du¿o brzydsza i je¶li mog³a sprawiaæ takie wra¿enie, to by³ to tylko efekt celowego niechlujstwa w makija¿u, fryzurze, czy sposobie ubierania siê, bo tak jak nie chcia³a przelaæ na p³ótno ca³ego swego talentu, tak nie chcia³a te¿ byæ piêkn± , by nie budziæ zazdro¶ci innych kobiet i co wa¿ne, jej uwielbienie dla Marty by³o szczere, bo by³a tego typu osob±, która pragnê³a na wszelkie mo¿liwe sposoby uszczê¶liwiaæ innych. Marta powoli zaczê³a uzale¿niaæ siê od przyjació³ki , bêd±c niezmiernie nieszczê¶liwa g³êboko w ¶rodku, przy Lidce potrafi³a o tym zapomnieæ, bo jak nie zapomnieæ , przebywaj±c z kim¶, kto jest wype³niony rado¶ci± ¿ycia a¿ po brzegi i po raz pierwszy by³o jej smutno, ¿e nie mo¿e siê jej zwierzyæ ze swojej sytuacji, bo Lidka poznawszy rozmiary tragedii , na pewno opu¶ci³aby przyjació³kê, nie mog±c funkcjonowaæ tam gdzie wieje smutkiem i zimnem. Na domiar tego, a pewnie tak¿e w wyniku tego, zaczê³a odczuwaæ silny poci±g seksualny do m³odszej kole¿anki, a jej cia³o, podziwiane pod prysznicem podczas wspólnych wypadów na basen, zaczê³o ¶niæ siê jej po nocach, zw³aszcza obfite , lekko opadaj±ce piersi, zakoñczone olbrzymimi brodawkami, które kontrastowa³y z niewielkim biustem Marty. By³a hetero i choæ zdarzy³o siê jej eksperymentowaæ ju¿ z kobietami , co nawet mile wspomina³a, to jednak nie spodziewa³a siê, ¿e inna kobieta mo¿e tak na ni± oddzia³ywaæ. , w sposób i¶cie narkotyczny, bo przebywaj±c z Lidk± , Marta wype³nia³a drzemi±ca w jej pustkê szczê¶liwo¶ci± przyjació³ki, lecz w chwili gdy odchodzi³a ciê¿ar jej martwej duszy zwiêksza³ siê wielokrotnie , przez co cierpia³a po stokroæ. Nie mog³a siê jej pozbyæ i nie mog³a byæ z ni± d³u¿ej.
Lidka nie mog³a usatysfakcjonowaæ siê jednak tylko znajomo¶ci± z Mart±, musia³a te¿ wej¶æ w grono wyznawców Wiktora, bo skoro inni go wyznawali, ona nie mog³a staæ z boku i tylko siê przygl±daæ. Tutaj sprawy nie by³y tak proste ze wzglêdu na specyfikê relacji miêdzy Wiktorem a jego ¶wit±, co wiêcej mê¿czyzna do¶æ d³ugo, d³u¿ej ni¿ w przypadku innych adeptów, odtr±ca³ starania dziewczyny. Wynika³o to w du¿ej mierze z tego, ¿e z politowaniem patrza³ zawsze na osoby, które tak chc± nie¶æ dobr± nowinê i tak bardzo chc± postêpowaæ zgodnie z narzuconymi przez innych standardami, samemu bêd±c renegatem z wyboru i niepokornym nawet wtedy, gdy taka postawa nie mia³a ¿adnego sensu i mog³a wydawaæ siê tylko ¶mieszna. By³ jednostk± aspo³eczn±, co stawia³o go na zupe³nie przeciwnym biegunie, w stosunku do Lidki, która chcia³a by wszyscy darzyli siê bezgraniczn± mi³o¶ci±. Mimo to dziewczyna nie zra¿ona , lekko k±¶liwymi uwagami i delikatnymi sugestiami, ¿e nie wpisuje siê w schemat cz³onków hermetycznego grona ba³wochwalców obrazów Wiktora, ponawia³a próby przedostania siê w te grono, tak ¿e z czasem jej czasowa obecno¶æ przy sztaludze Wiktora, bo przecie¿ ci±gle musia³a pe³niæ honory najwiêkszej orêdowniczki Marty, sta³a siê sta³ym elementem cotygodniowych spotkañ artystów amatorów, a¿ w koñcu w pe³ni zaakceptowana sta³a siê pe³noprawnym cz³onkiem tego quasi elitarnego ¶wiatka. Wiktor z przykro¶ci± zacz±³ zauwa¿aæ, ¿e jej obecno¶æ jest dla niego coraz bardziej istotna i my¶li o niej intensywnie tak¿e po zajêciach, co zaowocowa³o kilkoma nie zobowi±zuj±cymi, przelotnymi spotkaniami poza sal± malarsk±, i poczu³ nieodpart± potrzebê uwiedzenia , tego, jakby nie by³o, mêcz±cego w swym charakterze dziewczêcia. Zaintrygowany by³ tym niepokoj±cym uczuciem têsknoty, które budzi³o siê w nim z ka¿dym rozstaniem z kobiet±, do tego stopnia i¿ zacz±³ my¶leæ, ¿e siê zakocha³, co przecie¿ by³o ca³kowicie niemo¿liwe. I tak Lidka nie¶wiadoma po¿±dania jakie wzbudza³a u swoich idoli, bo trzeba wiedzieæ, ¿e jej bezgraniczne uwielbienie do ich obojga od samego pocz±tku opiera³o siê tylko na tym i nigdy nie przerodzi³o siê w nic powa¿niejszego, osi±gnê³a swój cel, jakim by³a mo¿liwo¶æ spêdzania z nimi czasu. Jednak to nie wystarczy³o Lidce, ambicj± jej by³o by Marta i Wiktor, dwoje ulubieñców, pozna³o siê bli¿ej , bo chcia³a mieæ ich dla siebie razem , by móc s³awiæ i uwielbiaæ ich jednocze¶nie. Posunê³a siê wiêc do ma³ego podstêpu i umówi³a siê w tym samym miejscu z ka¿dym z osobna na wspólny wypad na piwo.

* * *

- Mam nadziejê, ¿e nie macie do mnie pretensji, ¿e pozwoli³am sobie nie wspomnieæ wam , ¿e bêdziemy tu razem. Zauwa¿y³am, ¿e z niezrozumia³ych wzglêdów unikacie siê, a ja chcia³am wam co¶ zaproponowaæ i chcia³am to zrobiæ w jednocze¶nie. – rozpoczê³a gdy ju¿ minê³o pierwsze zdziwienie i siedzieli wygodnie w fotelach przy pokalach wype³nionym piwem.
- Nic siê nie sta³o – odpar³ Wiktor.
- Wszystko w porz±dku – doda³a Marta.
Lidka poczu³a siê w obowi±zku umilaæ czas rozmow±, ¿eby rozwiaæ atmosferê podejrzliwo¶ci i z³amaæ lody pomiêdzy jej ulubieñcami. – Wiesz Wiktor, bardzo podoba mi siê twój najnowszy obraz, zawsze siê zastanawiam sk±d bierzesz pomys³y na po³±czenie dwóch tak ró¿nych artystów, bo przecie¿ w twoim obrazie widaæ wp³ywy Beksiñskiego i Salvadora Dali. Wiem , ¿e obaj s± surrealistami, ale przecie¿ tak odmiennymi, to jak po³±czy³e¶ p³on±c± ¿yrafê z tym ohydnym pe³zaj±cym stworem jest fenomenalne, a te dodatki w tle, ¿ywcem wyjête z pop kultury. Powiedz mi ,ale szczerze. Czy to nie czasem Che Guevarra wyjada cos z puszki po Uncle Ben’s ? Powiedz , co mia³e¶ na my¶li.
Wiktor tak jak zazwyczaj nie mia³ nic na my¶li maluj±c ten obraz i choæ móg³ tak jak zawsze wymy¶liæ szybko jak±¶ b³yskotliw± ideê, której mia³y przy¶wiecaæ przedstawione na p³ótnie sceny, to nie chcia³ wyg³upiaæ siê przed Marta, która jako jedyna wiedzia³a , co w nim siedzi i wiedzia³a, ¿e wszystko co robi , nie ma wiêkszego sensu, tak jak omawiany obraz. – Nic konkretnego. – odrzek³.
Ach . Rozumiem. Nie chcesz zdradzaæ, chcesz , by ka¿dy domy¶li³ siê sam. Cudownie. – Ci±gnê³a niczym niezra¿ona. – Marta . Podoba mi siê niezwykle, jak ujê³a¶ martw± naturê na ostatnich zajêciach. Takie to jest przejrzyste, klarowne i takie ciep³e. Wspania³e. Jak ty to robisz ?
Po prostu maluje, jak potrafiê . – odpowiedzia³a Marta, która te¿ nie chcia³a popadaæ w ¶mieszno¶æ przed mê¿czyzna, bo tak jak i on wiedzia³a, ¿e je¶li ktokolwiek posiada rzeczywisty talent z ich trojga, to by³a ni± Lidka, a rozwodzenie siê nad swoj± twórczo¶ci± w obliczu tego faktu , by³o krêpuj±ce i choæ pozwala³a sobie na to w gronie swoich adoratorów, to tylko dlatego, ¿e oni nie potrafili siê na tym poznaæ.
Z czasem Lidka doprowadzi³a do powstania z³udnej nici porozumienia miêdzy Mart± i Wiktorem, co bardzo j± cieszy³o, dlatego nie mog³a wiêc wyj¶æ z olbrzymiego poczucia szczê¶cia, które wrêcz namacalne by³o wokó³ niej ca³ej. Nie by³a jednak w stanie us³yszeæ rozmowy, która toczy³a siê miêdzy nimi, bo toczy³a siê ona bez s³ów, tak jak mo¿e tylko pomiêdzy lud¼mi z martwymi duszami. Obydwoje uzmys³owili sobie, ¿e ich stosunek do Lidki jest jednakowy, pogardzaj± ni± , a jednak nie mog± siê od niej uwolniæ, obydwoje te¿ pragn± ja w sposób i¶cie zwierzêcy pozbawiony jakiegokolwiek ludzkiego uczucia, do którego nie byli zdolni. Obydwoje zastanawiali siê , dlaczego Lidka wzbudzi³a u nich takie niezdrowe przywi±zanie i dopiero w chwili, gdy zobaczyli, ¿e dotyczy to tak¿e innej osoby, takiej jak oni , zrozumieli istotê tego zjawiska.
Lidka by³a zawsze radosna, zawsze szczê¶liwa i chcia³a, by inni tez tacy byli, rado¶æ rozsiewa³a dooko³a siebie i wiêkszo¶æ ulega³a temu wp³ywowi, oni za¶ byli martwi w ¶rodku i zazdro¶cili jej potajemnie tej cechy, nigdy nie bêd±c w stanie byæ , tacy jak ona. By³a jednak szansa , choæ przez chwilê poczuæ t± rado¶æ i tak± szansê dawa³a Lidka, trzeba by³o wyssaæ z niej ca³a pozytywn± energiê, p³awiæ siê tym zastêpczym szczê¶ciem przez mo¿liwie krótki czas, bo tylko skondensowanie tego efektu mog³o daæ im t± chwilow± u³udê posiadania ¿ywej duszy. Ich pod¶wiadomo¶æ wyczu³a to , zanim ¶wiadomo¶æ do niej do³±czy³a i dlatego tak bardzo po¿±dali jej fizycznie, bo tylko poprzez uwiedzenie i najbardziej inwazyjny sex mogli osi±gn±æ swój cel, lecz co istotne, nie przy u¿yciu przemocy, Lidka musia³a tego chcieæ tak bardzo jak oni, bo tylko w ten sposób mo¿na by³o wyci±gn±æ z niej , to co by³o w niej najlepsze, niczym wampir wysysaj±c krew. Po wszystkim nale¿a³o j± odrzuciæ, jak zu¿yt± lalkê. I mo¿liwe to by³o tylko za pierwszym razem , bo nie ulega³o w±tpliwo¶ci, ¿e po takim do¶wiadczeniu Lidka nie bêdzie ju¿ nigdy taka sama. Zdali sobie sprawê z tego jednocze¶nie, patrz±c sobie w oczy.
Lidka posz³a do ubikacji.
- Trzeba siê chyba , jako¶ umówiæ. Co? – przerwa³ milczenie Wiktor.
- Niech chocia¿ jedno z nas osi±gnie cel. Nie przeszkadzajmy sobie nawzajem. - odpar³a Marta.
- Proponujê nie spieszyæ siê . Jak które¶ z nas siê zdradzi , to drugie tez na tym straci . trzeba poczekaæ do odpowiedniej sytuacji i wtedy niech siê rozstrzygnie.
- Umówmy siê mo¿e , ¿e zaczekamy do takiego dnia jak dzisiaj, kiedy bêdziemy tylko w trójkê i niech wtedy wygra lepszy. – doda³a dziewczyna.
- To uczciwa propozycja. Zgadzam siê.
- A wiêc zgoda.
I rzeczywi¶cie ¿adne nie zamierza³o oszukaæ drugiej osoby, i choæ ka¿de z nich chcia³o zrealizowaæ swoje marzenie, to znaj±c swój los, znali los drugiego i szanowali swój ból wzajemnie. Wróci³a Lidka.
- O czym rozmawiali¶cie? – zapyta³a.
- O szczê¶ciu. – odpowiedzieli oboje.
- To cudownie, bo mam wam co¶ do zaproponowania.

* * *

Tego pi±tku gdy Wiktor mia³ poznaæ Ewelinê, a Marta zaprosiæ do siebie Andrzeja , Lidka uda³a siê do supermarketu na zakupy. Nie mog³a siê na nic zdecydowaæ, bo chcia³a przygotowaæ co¶ wyj±tkowego i mimo ,¿e gotowa³a wy¶mienicie i mia³a zawsze tysi±ce pomys³ów ,tym razem ba³a siê , ¿e nie wypadnie tak , jak tego sobie ¿yczy³a. Sta³a przy stoisku z miêsami, przygl±da³a siê wszystkim sztukom miêsiwa i ju¿ w chwili ,gdy chcia³a kupiæ baraninê, bo wo³owina , czy wieprzowina wyda³a siê jej zbyt trywialna na sobotni± okazjê, zawaha³a siê , bo co je¶li nie uda siê jej tak przyrz±dziæ , by by³a idealnie miêkka, a nie jest przecie¿ to takie proste i co je¶li go¶cie , a mieli byæ wyj±tkowi , uznaj± ten rodzaj miêsa za zbyt toporny i ma³o subtelny. Mo¿e dziczyzna by³a by lepsza? Ale¿ nie, to jest dobre na ognisko a nie na jutrzejsz± uroczysto¶æ. Uda³a siê do ryb. Wszystko ju¿ by³o , wszystko by³o tyle razy przerobione. Co robiæ ? Jak zab³ysn±æ ? Ostatecznie zdecydowa³a siê na rybê oceaniczn±, pangê, która ¶wieci³a ostatnio triumfy na miejskich sto³ach i wszystkim jednakowo smakowa³a. Co roku pojawia siê jaki¶ nowo co odkryty gatunek ryby, która szturmuje wszystkie sklepy i tak jak niespodziewanie pojawia siê w menu, nagle znika ustêpuj±c miejsca innej nowo¶ci, tak by³o ju¿ z halibutem i kerguen±, które nie s± ju¿ tak popularne. Panga nie ma o¶ci , a delikatno¶ci± przypomina dorsza , dlatego zwana jest chiñskim dorszem i choæ z³o¶liwi zastanawiaj± siê, czy nie jest ona czasem produkowana w tych samych fabrykach co sprzêt elektroniczny, to jednak ka¿dy chwali³ jej walory smakowe. Lidka postanowi³a zrobiæ rybê w sosie kaparowym, który nie tylko podkre¶la smak ryby , to jeszcze dodaje ca³emu daniu romantyczno¶ci , bo kapary nie s± ani warzywami, choæ przypominaj± groszek , ani tym bardziej owocami. Kapary to kwiaty ro¶liny, zrywane kiedy jeszcze siê nie rozwin±, bo czym mniejsze paczki tym lepsze.
Tak. Bêdziemy malowaæ obrazy i je¶æ kwiaty. Czy to nie wspania³e? – podnieci³a siê dziewczyna i posz³a dokupiæ jeszcze szafran. Dwa tygodnie temu zaproponowa³a Marcie i Wiktorowi wspólne malowanie obrazów w jej domu, przez sobotê i niedzielê, w trakcie gdy rodzice wyjechali na urlop. Obydwoje siê od razu zgodzili, czym mile j± zaskoczyli, bo obawia³a siê , ¿e bêdzie zmuszona d³u¿ej ich przekonywaæ. Wszystko ju¿ by³o praktycznie przygotowane , p³ótna, farby, sztalugi, pozosta³o ju¿ tylko zrobiæ co¶ do jedzenia
Nastêpnego dnia gdy podekscytowana Lidka przygotowywa³a wyborne danie, Marta wpatrywa³a siê w pas , który zamierza³a kupiæ , pas zakoñczony by³ dwudziestokilkucentymetrow± wypustk±, kszta³tem przypominaj±c± penisa. Zastanawia³a siê chwilê , czy dobrze robi, trwa³o to jednak tylko chwilê , poprosi³a jeszcze o krem do seksu analnego, zap³aci³a i wysz³a z sex- shopu. Wiktor w tym samym czasie dokañcza³ transakcji zakupu dwóch gramów marihuany, mia³ ju¿ wszystko czego potrzebowa³, dwie butelki ciê¿kiego wina Malaga i kajdanki. By³ gotowy.
Lidka us³ysza³a dzwonek do drzwi, a wiêc pierwsze z nich ju¿ jest, pobieg³a do drzwi , te dwa tygodnie d³u¿y³y siê koszmarnie, ale sobota w koñcu nadesz³a a z ni± przecudowne, wspólne, ca³onocne rozkoszowanie siê malarstwem.
Nie mogê siê ju¿ doczekaæ tych uniesieñ, to bêdzie najpiêkniejsza noc w moim ¿yciu. – pomy¶la³a.

KONIEC
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl