Wiatr w zegarze 

Seungri — strony, Obrazki i wiele więcej na WordPress

„Wiatr w zegarze”

S± historie, które za wszelk± cenê nie daj± siê opowiedzieæ. S± ludzie, którzy za nic w ¶wiecie nie pragn± staæ siê ich bohaterami. Ale tak jak pies nie chce gin±æ pod ko³ami samochodu, z wyba³uszonymi oczami, bebechami na wilgotnym asfalcie, tak te¿ ludzie nie maj± chwilami wyj¶cia i zrz±dzeniem losu zapisuj± karty tych strasznych, a zarazem fascynuj±cych historii. Oto jedna z nich.

Dozna³ tego uczucia w ¿o³±dku, które cz³owiek odnosi, gdy zamieraj±c w bezruchu na klatce schodowej s³yszy zbli¿aj±ce siê do niego kroki. ¯aden Bethoveen, Bach ani Chopin. Tylko te odg³osy w³a¶nie. Odg³osy bulgotania i wywracaj±cych siê flaków, to d¼wiêki ludzkiego ¿ycia, ¶cie¿ka d¼wiêkowa do nienakrêconego jeszcze filmu o homo sapiens.

- Frank – zwróci³ siê do niego delikatny, niski g³os.

Zmys³y wyostrzy³y siê automatycznie i przystosowa³y do pó³mroku. Cienie uciek³y spod drzwi. Z umiarkowan± cierpliwo¶ci± czeka³ na ¶mieræ znosz±c wyd³u¿aj±c± siê ciszê. Czeka³ przez mrugniêcie oka, po czym wzruszy³ ramionami wyrzucaj±c w powietrze tumany mroku. Zbiega³ mierz±c s³uchem ka¿dy szelest. Wyszed³szy na ulicê stara³ siê zyskaæ anonimowo¶æ w¶ród setek twarzy bez g³ów. Ale wyró¿nia³ siê jak siod³o na ¶wini. Chcia³ znikn±æ, lecz w Szanghaju nie ma lataj±cych rykszy. Jest pe³no facetów z cichymi, dobrze u³o¿onymi ¿onami, ale nie ma takich jak on. Zaginionych dzieci lat 70tych, z ich mentalno¶ci±, anarchi± my¶lenia i g³êbok± empati±.
Wszed³ do pierwszej lepszej knajpy. Zamówi³ kawê i próbuj±c dostroiæ my¶li w³±czy³ ma³e radio stoj±ce na blacie.

- Frank! – rozleg³ siê paniczny pisk.
Odwróci³ siê powoli. Ma³y facet w koszulce Manchesteru United patrzy³ na niego rozpalonym wzrokiem.
- „Strangers In The Night”. Móg³by Pan zrobiæ g³o¶niej!? – b³aga³.
Podkrêci³ radio. Podnosz±c fili¿ankê ujrza³ ma³± zwiniêt± karteczkê.

„Siwe kelnerki w nocnych restauracjach ju¿ siê podda³y. Urok min±³.”

„Co jest do cholery?!” – pomy¶la³. Rozejrza³ siê doko³a. Szybko wla³ w siebie resztkê kawy, po czym pospiesznie opu¶ci³ lokal. Doszed³ do logicznego wniosku, i¿ powrót do mieszkania by³by nierozs±dny. Deszcz rozpanoszy³ siê na ulicach, w ka¿dym, nawet najmniejszym za³uku. Noc na ¶wie¿ym powietrzu nie wchodzi³a w rachubê. Wynaj±³ wiêc pokój w motelu, w obcym mie¶cie, op³acony tylko do rana mia³ byæ przystani±. Rozgo¶ci³ siê w malutkim pomieszczeniu, nieprzyjemnie jasnym od ¿arówek bez kloszy.
W³±czy³ telewizor, gdzie jaki¶ kabaret opanowa³ ramówkê i wymusza³ na spo³eczeñstwie swoje poczucie humoru. Frank ¶miej±c siê z beznadziejnych dowcipów skrêca³ tytoñ. Je¶li kto¶ wiedzia³ jak siedzieæ doskonale groteskowo, to by³ w³a¶nie on w tamtej chwili. Obserwuj±c muchê na deszczowej firance k±tem oka szuka³ niejednoznacznych cieni za oknem, które da³yby mu pretekst. ¯aden siê jednak nie pojawi³ i Frank usn±³ wraz z telewizorem.
Obudziwszy siê ze swoich zwyczajnych snów spostrzeg³ kolejn± ma³± karteczkê, tym razem pod drzwiami. Trzymaj±c j± nerwowo czyta³:

„Nie oczekuj wspó³czucia i nie okazuj ¿adnego w zamian”

Chwyci³ p³aszcz i wybieg³ z pokoju. Przemoczone buty nios³y stopy, którym by³o ju¿ wszystko jedno. B³±dz±c ulicami stara³ siê unikaæ dziwek, by nie ulec pokusie. Zdawa³ sobie sprawê, ¿e bohaterowie takich historii gin± w najmniej oczekiwanym momencie rozkoszuj±c siê zakazanym owocem. Wola³ tego unikn±æ. By³by w stanie po³kn±æ wieloryba, byle tylko prze¿yæ tê noc. Przetrz±sa³ najbardziej obskurne zakamarki w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca. Ostatecznie ukry³ siê za sma¿alni± ryb. Wpe³z³ pod karton i ostentacyjnie po³o¿y³ dup± ku niebu. Kaszl±c wyplu³ to, co pozosta³o mu ze szczê¶cia: trochê flegmy, resztki tytoniu i mikroskopijne kawa³eczki p³uc. Uspokoiwszy oddech nas³uchiwa³ tupotu szpilek o nierówne chodnikowe p³yty.
Wtem us³ysza³ kroki, które wyró¿nia³y siê z t³umu; niespieszne, pewne swojego celu. Przekonane o s³uszno¶ci powierzonego im zadania. Nadchodzi³y z dwóch przeciwleg³ych stron.
Miê¶nie ca³ego cia³a naprê¿y³y siê jak guma w majtkach. U¿y³ ca³ej energii, by zamkn±æ siê w sobie lub znikn±æ raz na zawsze. Staæ siê niewidzialnym jak pierdniêcie w zat³oczonym metrze. Naci±gn±³ pud³o a¿ na g³owê, a twarz wcisn±³ w resztki ryb rozk³adaj±ce siê na ziemi. Powstrzymuj±c wymiociny czeka³ na wyrok. Kroki zamilk³y. K±tem oka zahaczy³ o zadbane, skórzane buty. Dwie postacie w d³ugich, ciemnych p³aszczach sta³y przy nim. Spojrza³y na siebie, po czym chwyci³y go za ramiona i w mgnieniu oka przywróci³y do pionu. ¦mierdz±cy rybami, z ich resztkami we w³osach i na twarzy chcia³ spojrzeæ im w oczy, ale nie mia³ odwagi. Zakotwiczy³ spojrzenie w ich ol¶niewaj±cych butach. Zdawa³ sobie sprawê, ¿e zabawa siê skoñczy³a. Przegra³ z kretesem schwytany jak rechocz±cy o poranku budzik.

- Frank Meeler? – spyta³a postaæ po jego prawej. Druga rozpiê³a dwa guziki p³aszcza i siêgnê³a do wewnêtrznej kieszeni.
- Tak, to ja – odpar³. Oczy od jakich¶ kilkunastu sekund mia³ ju¿ zamkniête.
Mê¿czyzna wyci±gn±³ z p³aszcza kopertê.
- To dla Pana – Frank odebra³ kopertê ze wzrokiem jelenia, którego maj±c ju¿ na muszce oszczêdzi³o siê w przyp³ywie mi³osierdzia. – Dziêkujemy. Mi³ego ¿ycia.

Obrócili siê na piêtach i znikli w mieszance dymu, pary i mg³y zawieszonej w powietrzu.
Frank usiad³, a w³a¶ciwie upad³ na swój karton. Rozgl±da³ siê doko³a niczym wystraszony zaj±c. Obejrza³ kopertê. By³a bia³a z wyj±tkiem z³otych liter podpisu.

„Jay Weh.”

„Przecie¿ nawet go¶cia nie znam!” – pomy¶la³, ³udz±c siê, i¿ byæ mo¿e zasz³a pomy³ka. Ignoruj±c to przekonanie rozdar³ pieczêæ. Odkry³ kolejn± bia³± karteczkê. Rozwin±³ j± i czyta³ w my¶lach:

„Naci¶nij ksi±¿kê, a run± mury. Lecz nastêpny nieszczê¶liwy romans bêdzie twoim ostatnim.”

http://www.pozawiatrem.ky...opic.php?t=2865
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl