Bieg po zadyszkê 

Seungri — strony, Obrazki i wiele więcej na WordPress

¯eby tam siê dostaæ, nale¿a³o przechytrzyæ stra¿ników, upilnowaæ tak± porê, gdy zajêci byli jedzeniem. W tym celu czeka³ przy bramie prowadz±cej do w±skiego korytarzyka, gdzie znajdowa³o siê wej¶cie. ¯e takie wej¶cie istotnie by³o, wiedzia³ z czêstych rozmów, a poniewa¿ megafony akurat og³osi³y niedzielê i w zwi±zku z tym nie mia³ ¿adnych zajêæ, postanowi³ zwiedziæ podziemia.

b

Po wyko³owaniu stra¿ników, znalaz³ siê w tunelu ³±cz±cym dwa miejsca. Jedno nale¿a³o do znanych, z którym zd±¿y³ siê ju¿ oswoiæ, drugie by³o rz±dzone prawami, o jakich nie mia³ pojêcia. Co go natychmiast zbi³o z tropu, to panuj±ce tu, przenikliwe zimno. Zauwa¿y³ te¿, ¿e tu i tam biegn±cy ludzie s± ubrani w zimowe palta, podczas gdy na górze co i rusz og³aszano ¶rodek lata, upa³, suszê nawet… Lecz w podziemiach nikt nie przejmowa³ siê pogod± pochodz±c± z góry.

Pomy¶la³, ¿e widocznie dzia³a tu klimatyzacja. Ale kiedy przeby³ nastêpnych kilka metrów stwierdzi³, ¿e korytarz, w miarê oddalania siê od w³azu, nape³nia siê wprost niemo¿liwym do zaakceptowania zaduchem, odorem, który przenika³ z zewn±trz naprêdce mijanych sal.

c

W salach tych zauwa¿y³ spor± liczbê ludzi a ich twarze wyra¿a³y zniecierpliwienie, irytacjê, ¿adna jednak nie by³a twarz± zadowolonego cz³owieka. Po³o¿one naprzeciwko, wypuszcza³y z siebie zepsute powietrze oraz ludzi, którzy, pocz±tkowo oszo³omieni zmian± klimatu, bezradnie obijali siê o ¶ciany korytarza, pó¼niej, dosyæ szybko, wracali do równowagi, by ju¿ po chwili normalnie i bez w±tpliwo¶ci biec w obranym kierunku.

Potr±cali go. Z daleka ju¿ i ma³o wyra¼nie przepraszali go nie przerywaj±c pêdu. Chocia¿ powietrze z sal dawa³o mu siê we znaki, to przecie¿ musia³ przyznaæ, ¿e w niezupe³nie jasny sposób znika³o gdzie¶: wessane i oczyszczone przez zimny powiew przeci±gu - rozp³ywa³o siê w ciemno¶ci.

d

Po wielu kilometrach, kiedy przekona³ siê, ¿e korytarz ma kszta³t wielkiego ko³a i nie koñczy siê tam, dok±d zmierzaj± ludzie, wyros³a przed nim wnêka. Z pewnym zainteresowaniem przeczyta³ s³owa umieszczone na transparencie: serdecznie zapraszamy. Wnêka, odga³êzienie celu wycieczki, zaczyna³a kolejny, tym razem ciekawy i obiecuj±cy etap zwiedzania. Lecz z ró¿nych powodów, ilekroæ chcia³ wej¶æ w ni± g³êbiej, na drodze spotyka³ szklan± ¶cianê. Czasem tylko, skoro wytrwale bi³ o ni± g³ow±, udawa³o mu siê zobaczyæ, po drugiej stronie, siedz±cego na ma³ym stoliczku, mê¿czyznê.

e

... zrozumia³, ¿e jest w miejscu, sk±d siê nie wraca. ¦liskie ¶ciany ucieka³y pionowo w górê. Przez otwór widzia³ ¶wiat³o, strugê blasku. Zamkn±³ oczy. Rêce by³y spokojne. Czu³ jednostajny, monotonny puls. Próbowa³ wyobraziæ sobie, ¿e umiera, lecz nie móg³. Pomy¶la³, ¿e, jak zwykle, jest do niczego. Zakl±³. Za wszelk± cenê nie chcia³ byæ do niczego i wrzasn±³ o tym w ciemno¶æ. Od niewidocznej przeszkody przybieg³o echo.

f

Po dalszej wêdrówce, kiedy ju¿ by³ zmêczony i nie odczuwa³ zimna, opad³a go bez³adna gromada tubylców. Krzyczeli jeden przez drugiego, a twarze mieli ziemiste. Nie by³o w tym nic dziwnego; choæ przebywali tu bez dostêpu s³oñca, sprawiali wra¿enie pogodnych i rozlu¼nionych, jak gdyby chaotyczna gonitwa po korytarzu wzbudza³a w nich chêæ do ¿ycia.

Z pocz±tku nie potrafi³ skapowaæ, dlaczego i co mówi±, lecz gdy ws³ucha³ siê w ich rytm, gdy z³owi³ skomplikowan± melodiê ich zdañ, zacz±³ przypisywaæ znaczenie ca³ym partiom, ju¿ teraz bez k³opotów pojmowanych monologów. Bo w³a¶ciwie to, co s³ysza³, by³o jednym wielkim monologiem.

Choæ pozornie bez³adny, przyd³ugi i mêtny, choæ tworz±cy przejmuj±cy skowyt wspólny dla wszystkich katowanych, ogl±dany osobno, uk³ada³ siê w jasny, szatañsko poprawny obraz: ka¿de s³owo mia³o w³a¶ciw± intonacjê, mieni³o siê a¿ do j±dra swojego znaczenia.

Otaczaj±ce krzyki wydawa³y siê nieskoñczenie piêkn± skarg±, pie¶ni±
wznios³± od nieznanego okrucieñstwa, ³±czy³y siê nie banaln± tre¶ci±, lecz klimatem, którego nie rozumia³ ani w z±b, za którym p³aka³ jak bóbr.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl