Seungri — strony, Obrazki i wiele więcej na WordPress
Prolog
Koniec nast±pi³ niespodziewanie. Nie by³o wstrz±sów sejsmicznych, huraganów, ani innych kataklizmów, rodem z Apokalipsy.
Anna sta³a na klatce schodowej, szukaj±c kluczy, które, jak na z³o¶æ, znik³y w przepastnych czelu¶ciach torebki.
-Cholera jasna. – Zapanowa³y nag³e ciemno¶ci. Anna instynktownie wysypa³a zawarto¶æ torebki na podest. Po omacku odnalaz³a pêk kluczy. Si³± wetknê³a je w zamek i gwa³townie przekrêci³a. Drzwi otworzy³y siê z cichym skrzypniêciem. Anna przekroczy³a próg. To, co zobaczy³a, by³o na tyle niekonwencjonalne, ¿e a¿ przera¿aj±ce. Przedpokój wygl±da³, jakby przeszed³ przezeñ tajfun. Kobieta pochyli³a siê, by pozbieraæ rozrzucone po pod³odze drobiazgi, zastanawiaj±c siê jednocze¶nie, co te¿ sta³o siê w mieszkaniu.
Nagle co¶ trzasnê³o. Powiew lodowatego wiatru smagn±³ j± po twarzy. Wsta³a z wyk³adziny pod±¿aj±c w kierunku du¿ego pokoju. Okno by³o otwarte, fotografia w ramce porysowana od³amkami st³uczonego szk³a.
Wierzê, ¿e jeszcze spotkamy siê, w kolejnym ¿yciu odnajdê Ciê. S³owa nap³ynê³y nie wiadomo sk±d. To by³a ich piosenka. Piotr te¿ j± lubi³. Pamiêta³a ten dzieñ, gdy widzieli siê po raz ostatni.
Wysoki mê¿czyzna w wojskowym mundurze stan±³ w drzwiach. Mia³ zielon± kurtkê z wypolerowanymi guzikami , na g³owie rogatywkê z maleñkim srebrnym orze³kiem, przy pasie ci±¿y³a kabura z broni±. Cicho podszed³ do fotela, po³o¿y³ d³onie na oparciu. Kobieta odchyli³a g³owê w ty³, a on poca³owa³ j± w czo³o.
- Aniu, idê… Nie utrudniaj tego, proszê. – Powiedzia³. Stoj±c ju¿ w progu, jeszcze raz siê odwróci³. Przebieg³ przez pokój i mocno przycisn±³ Annê do siebie, a ona zatonê³a w jego br±zowych oczach.
- Nie p³acz, Aniu… wrócê… -szepn±³ i ju¿ go nie by³o
Ze st³uczonej, lekko wyblak³ej fotografii patrzy³y na Annê te same br±zowe oczy, których nie widzia³a ju¿ od tylu lat. Obok, na pod³odze le¿a³ list od Piotra z dat± dwudziesty drugi kwietnia. Piêæ miesiêcy bez wie¶ci. Anna spojrza³a na przybrudzon± kartkê. Odczyta³a ostatnie zdanie, którego wcze¶niej nie zauwa¿y³a, mimo ¿e tre¶æ listu potrafi³a powtórzyæ z pamiêci: „Wierzê, ¿e jeszcze spotkamy siê, w kolejnym ¿yciu odnajdê Ciê.”
Rozdzia³ I
Anna w³±czy³a radio. Denerwowa³a j± cisza panuj±ca w kuchni. Fakt, ¿e pracowa³ ekspres do kawy, niewiele zmienia³, nadal mo¿na by³o us³yszeæ brzêczenie muchy.
- Wojna w Iraku przybiera monstrualne rozmiary. Zesz³ej nocy iraccy terrory¶ci zaatakowali siedzibê wojsk kontyngentu pokojowego. W wyniku wybuchu bomby zginê³o dwudziestu dziewiêciu ¿o³nierzy, a stu dwudziestu trzech zosta³o ciê¿ko rannych. W¶ród zmar³ych znajduje siê prawdopodobnie Polak…- spiker podawa³ wiadomo¶ci martwym g³osem, jakby komunikowa³ nag³± zmianê warunków atmosferycznych
Annie pociemnia³o przed oczami. Przecie¿ Piotrek jest w Iraku... Baza w Bagdadzie…
Po raz kolejny przypomnia³a sobie dopisek ostatniego listu: „… w kolejnym ¿yciu odnajdê Ciê”. On przeczuwa³… a przecie¿ wtedy, gdy odchodzi³ obiecywa³, ¿e wróci… mówi³, ¿e bêdzie pisa³, a po zakoñczeniu misji we¼miemy ¶lub…
- A teraz, co¶ dla naszych pañ.- G³os spikera dotar³ do Anny, jakby zza mg³y. Rozleg³y siê pierwsze tony piosenki:
„Wysz³y kobiety na morski piach, stanê³y nad wielk± wod±,
stare, m³ode, ca³e we ³zach...
I z wiatrem lecia³y od l±du, bezradne i mokre od ³ez,
spojrzenia a¿ po horyzontu jasny kres...
Jeszcze siê tam ¿agiel bieli, ch³opców, którzy odp³ynêli,
nadzieja wci±¿ w serc kapeli na werbelku cicho gra...
Wros³y kobiety w nadmorski brzeg,
w czekaniu swym i cierpieniu, jak kamienie, tn±c fali bieg.
I z wiatrem lecia³o od l±du milczenie ich oczu i r±k,
daleko, a¿ po horyzontu jasny kr±g...
Jeszcze siê tam ¿agiel bieli, ch³opców, którzy odp³ynêli,
nadzieja wci±¿ w serc kapeli na werbelku cicho gra,
bo mêska rzecz byæ daleko, a kobieca - wiernie czekaæ,
a¿ zrodzi siê pod powiek± inna ³za, rado¶ci ³za.
Mêska rzecz - dognaæ w biegu i u¶mierzyæ grzywy fal...
Nasza rzecz - staæ na brzegu, staæ i wierzyæ i patrzeæ w dal...
Jeszcze siê tam ¿agiel bieli, ch³opców, którzy odp³ynêli,
nadzieja wci±¿ w serc kapeli na werbelku cicho gra,
bo mêska rzecz byæ daleko, a kobieca - wiernie czekaæ,
a¿ zrodzi siê pod powiek± inna ³za, rado¶ci ³za.
Bo mêska rzecz byæ daleko, a kobieca - wiernie czekaæ,
a¿ zrodzi siê pod powiek± inna ³za, rado¶ci ³za.”
Nadzieja? Ona nie wie, o czym pisze, nie ma pojêcia…. Pewnie nigdy nie prze¿y³a czego¶ takiego. Od lat ¿yjê nadziej± . Zrywam siê na ka¿dy szmer, ka¿dy odg³os kroków na klatce… Ale mo¿e taki ju¿ los kobiety? Narzeczonej ¿o³nierza? Obróci³a w palcach maleñk± obr±czkê z pere³ek. Pamiêta³a, jak oboje ¶miali siê z przes±du „ Per³y w pier¶cionku zarêczynowym zwiastuj± ³zy, wielk± tragediê w zwi±zku.” Pamiêta³a te¿, jak powiedzia³a Piotrowi, ¿e ³zy niekoniecznie musz± oznaczaæ cierpienie. Teraz p³aka³a i to wcale nie z rado¶ci, lecz z najprawdziwszego bólu. Nie ¿yje… a ja muszê czekaæ, nawet wbrew nadziei…
Rozdzia³ II
Piotr ockn±³ siê przygnieciony jakim¶ ciê¿arem, Przez d³u¿sz± chwilê le¿a³, utkwiwszy wzrok w jednym punkcie. G³owê rozrywa³ mu têpy ból, przed oczyma miga³y czerwone plamy. Próbowa³ przypomnieæ sobie, co siê wydarzy³o Jedli kolacjê. Dowódca siedz±cy u szczytu sto³u, niczym ojciec rodziny, usi³owa³ przerwaæ k³opotliwe milczenie.
- Panowie- rzek³- dobrze siê dzi¶ spisali¶cie, Wasze kraje ojczyste mog± byæ z was du...- Nieziemski huk zag³uszy³ jego dalsze s³owa. Zapanowa³y ciemno¶ci. Kto¶ co¶ krzycza³, kto¶ inny ucieka³ w pop³ochu.
- Generale... Gdzie Pan jest?! – Piotr biega³ szukaj±c dowódcy, od którego oddziela³a go potê¿na sterta gruzu.
Rozleg³ siê kolejny huk, jeszcze silniejszy od poprzedniego „Piekielni terrory¶ci, zrzucili nastêpn± bombê”- zd±¿y³ pomy¶leæ m³ody major, nim sufit zawali³ siê wprost na niego.
Piotr spróbowa³ odwróciæ g³owê. Ból prawie o¶lepia³, ale uda³o siê . Dostrzeg³ rud± ka³u¿ê wokó³ miejsca, gdzie powinna znajdowaæ siê prawa noga.
Uciê³o…? trudno… nawet nie boli…
-Jest tu kto?!Ratunku! Czy kto¶ mnie s³yszy?!
***
- Wszyscy cali? No, ch³opcy prze¿yli¶my. – Genera³ Anderson u¶miechn±³ siê. Jego oddzia³ sta³ w szeregu przed na pó³ zawalonym budynkiem. Wszyscy byli poobijani, ale ¿ywi. Nagle kto¶ z tylnego szeregu odezwa³ siê g³o¶no
- Brakuje majora.
- Kogo?- Anderson zada³ krótkie, acz tre¶ciwe pytanie
- Majora Piotra Spa³ki
- Wyszed³ z budynku?
- Nie. Wracam tam. Idê go szukaæ.- M³ody ¿o³nierz wyst±pi³ z szeregu.
- A wy kto?- Genera³ zmierzy³ podw³adnego d³ugim, badawczym spojrzeniem
- Szeregowy Andrzej Cie¶lik, przyjaciel majora
- Do diab³a, czy wszyscy macie takie dziwne nazwiska? Jêzyk mo¿na po³amaæ. Nie wa¿ne. Id¼cie, szeregowy. Jak znajdziecie, dajcie znaæ przez krótkofalówkê, zrozumiano?
- Tak jest, generale!- Cie¶lik zasalutowa³ dowódcy i na pó³ zawalonym wej¶ciem wszed³ do budynku.
Widok, jaki ukaza³ siê jego oczom, by³ przera¿aj±cy. Z dawnych koszarów zosta³o niewiele.
- Jest tu kto?!Ratunku! Czy kto¶ mnie s³yszy?!- G³os niós³ siê echem po ruinach. Andrzej rozpozna³, ¿e to Piotr tak krzyczy
- Piotrek?! Idê do ciebie!- Odkrzykn±³, rozgarniaj±c gruz rêkami.
- Andrzej, jeste¶, dziêki Bogu… Nie, tego nie dotykaj.
- Wielki Bo¿e… jeste¶ ranny…- Cie¶lik zblad³, widz±c ka³u¿ê krwi obok nogi przyjaciela.
- Nic takiego , nawet nie boli. Tylko nie ruszaj tego kawa³ka ¶ciany, bo noga jest chyba uciêta.
-Mam go. Jest ranny. Tak, przytomny. Przy¶lijcie mi tu pomoc.- Andrzej wy³±czy³ krótkofalówkê. – Id±. Wytrzymasz?- Zwróci³ siê do Piotra.
- Tak. Daj mi wody.
Po chwili na miejsce wypadku dotar³o jeszcze kilku innych ¿o³nierzy. Przewi±zali nogê Piotra kawa³kami munduru, tak, ¿eby siê nie rusza³a i ostro¿nie wynie¶li rannego z budynku.
Rozdzia³ III
Namiot bêd±cy siedzib± szpitala polowego sta³ w pewnym oddaleniu od koszar. Zwykle by³a to spora niedogodno¶æ, jednak dziêki temu ocala³ od wybuchu.
Osobliwy pochód, przypominaj±cy procesjê pogrzebow± zbli¿a³ siê powoli do namiotu.
Kilku ¿o³nierzy ostro¿nie nios³o m³odego major a, który niemal lecia³ im przez rêce. Cie¶lik szed³ obok, delikatnie podtrzymuj±c g³owê przyjaciela. Jego my¶li gna³y z prêdko¶ci± tysi±ca na sekundê.
Piotrek jest ranny, a ja nie potrafiê mu pomóc. W tym tempie dotrzemy do tego cholernego namiotu, jak ju¿ bêdzie za pó¼no.
- Andrzej…? – g³os rannego wyrwa³ szeregowca z zamy¶lenia
- Jestem tu z tob±, wszystko bêdzie dobrze,- odpowiedzia³
- Ja tu zostanê, chce mi siê spaæ… Powiedz Ani, ¿e bardzo j± kocha³em, dobrze?
- Nigdzie nie zostaniesz, nie ma mowy. Punkt medyczny jest niedaleko, ju¿ prawie jeste¶my na miejscu , tam siê tob± zajm± i wszystko bêdzie dobrze.- Cie¶lik spojrza³ przyjacielowi w oczy. ¬renice mia³ szerokie i b³yszcz±ce, powieki ciê¿ko opada³y, widaæ by³o, ¿e ranny siê mêczy. Andrzej spanikowa³. W wojsku by³ dopiero od pó³ roku, po raz pierwszy mia³ do czynienia z tak powa¿n± ran±.
- Patrz na mnie!- wrzasn±³- Nie zasypiaj! Patrz na mnie, s³yszysz?! A wy siê pospieszcie, do diab³a!- krzykn±³ odwróciwszy siê w stronê kolegów.
- Robimy, co mo¿emy- odpowiedzieli tamci- Sam widzisz, jaki tu t³ok.
- Guzik mnie to obchodzi, jasne?! Cz³owiek umiera, a wy mi tu jaki¶ kit wciskacie!- odwróci³ siê do Piotra- I jak, w porz±dku?
- Zimno…
- Ch³opie, upa³, jak w piekle, a tobie zimno?- Andrzej zdêbia³. Po³o¿y³ d³oñ na czole rannego. – O cholera…
Dotarli do namiotu. Jeden z lekarzy natychmiast do nich podszed³.
- Po³ó¿cie go tutaj- wskaza³ d³oni± pryczê- co siê sta³o?
- W bazie by³ wybuch. Gruz przygniót³ mu nogê. Gor±czkuje.
- To lepiej, nie bêdzie czu³ bólu przy opat...- lekarz spojrza³ na ranê i natychmiast siê poprawi³- operacji…
- Co pan chce zrobiæ, doktorze?- spyta³ Andrzej, choæ w³a¶ciwie zna³ odpowied¼.
- Trzeba amputowaæ nogê od kolana w dó³, spróbujê uratowaæ staw, ale nie ma gwarancji, je¶li wda³o siê zaka¿enie. To lepiej, ¿e gor±czkuje, bo nie mamy morfiny… A teraz proszê wyj¶æ i to natychmiast. Zaczynamy operacjê, bêdziecie tylko przeszkadzaæ.
Rozdzia³ IV
By³ ciep³y, letni wieczór. ¦wierszcze gra³y swój koncert smyczkowy kryj±c siê w¶ród szumi±cych li¶ci. Dwoje m³odych ludzi siedzia³o przy ognisku ws³uchuj±c siê w dr¿±ce odg³osy nocy.
- Jak cudownie…- szepnê³a Ania delikatnie mru¿±c oczy
- Tak piêknie wygl±dasz w blasku ognia - Piotr mówi³ równie¿ szeptem, jakby ba³ siê sp³oszyæ chwilê. Delikatnie przysun±³ siê do Ani i obj±³ j± ramieniem. Dziewczyna zadr¿a³a.
-Co siê sta³o? Zimno Ci?- Piotr spojrza³ na ni± z trosk±
-Nie… tylko nie chcê… bojê siê…
- Czego? Przy mnie nic Ci nie grozi, absolutnie nic- bezradne, pe³ne przera¿enia spojrzenie szarozielonych oczu wywar³o na Piotrze niesamowite wra¿enie. „Zrobi³bym wszystko, byle tylko siê nie ba³a”. My¶l nie¶mia³o musnê³a umys³, ale ch³opak nie wypowiedzia³ jej g³o¶no, tylko mocniej przycisn±³ Aniê do siebie, przykrywaj±c j± polarem. Wiedzia³, ¿e nie powinien naciskaæ, bo tylko by j± sp³oszy³.
- Nie bój siê, jestem przy Tobie.
- I zawsze bêdziesz?- spyta³a Anna, ledwie s³yszalnym szeptem
-Tak, zawsze, nigdy Ciê nie zostawiê.
- A jednak zostawi³e¶…- rzuci³a Anna budz±c siê w ciemno¶ci. – Mówi³e¶, ¿e ju¿ nigdy nie bêdê musia³a siê baæ…- drobna ³za b³ysnê³a na policzku, po czym natychmiast zniknê³a w czelu¶ciach puchowej poduszki. P³aka³a tak d³ugo, a¿ zasnê³a ponownie, zmêczona nag³ym wybuchem.
***
By³ ciep³y, letni wieczór. ¦wierszcze gra³y swój koncert smyczkowy kryj±c siê w¶ród szumi±cych li¶ci. Dwoje m³odych ludzi siedzia³o przy ognisku ws³uchuj±c siê w dr¿±ce odg³osy nocy.
- Jak cudownie…- szepnê³a Ania delikatnie mru¿±c oczy
- Tak piêknie wygl±dasz w blasku ognia - Piotr mówi³ równie¿ szeptem, jakby ba³ siê sp³oszyæ chwilê. Delikatnie przysun±³ siê do Ani i obj±³ j± ramieniem. Dziewczyna zadr¿a³a.
-Co siê sta³o? Zimno Ci?- Piotr spojrza³ na ni± z trosk±
-Nie… tylko nie chcê… bojê siê…
- Czego? Przy mnie nic Ci nie grozi, absolutnie nic- bezradne, pe³ne przera¿enia spojrzenie szarozielonych oczu wywar³o na Piotrze niesamowite wra¿enie. „Zrobi³bym wszystko, byle tylko siê nie ba³a”. My¶l nie¶mia³o musnê³a umys³, ale ch³opak nie wypowiedzia³ jej g³o¶no, tylko mocniej przycisn±³ Aniê do siebie, przykrywaj±c j± polarem. Wiedzia³, ¿e nie powinien naciskaæ, bo tylko by j± sp³oszy³.
- Nie bój siê, jestem przy Tobie.
- I zawsze bêdziesz?- spyta³a Anna, ledwie s³yszalnym szeptem
-Tak, zawsze, nigdy Ciê nie zostawiê.
Piotr ockn±³ siê nagle. Oczy jeszcze piek³y od py³u, g³owa bola³a, przy czym by³a niesamowicie ciê¿ka, jakby wykonana z o³owiu, podobnie powieki. Le¿a³ d³u¿sz± chwilê, rozgl±daj±c siê po pomieszczeniu. Cztery w±skie prycze, nakryte bia³ym p³ótnem, dwie szafki z mnóstwem szklanych buteleczek, jedno niezbyt szerokie okienko, ot nic imponuj±cego. A jednak by³o w tym miejscu co¶ dziwnego, co¶ co budzi³o niepokój. Dopiero chwilê pó¼niej, Piotr zrozumia³, ¿e to ten dziwny, metaliczny zapach tak na niego dzia³a
- Co to jest? Tak nie pachnie broñ.... Dobry Bo¿e, oczywi¶cie, to krew… Gdzie ja jestem?- ostatnie zdanie ponios³o siê echem po pomieszczeniu.
- Dzieñ dobry, majorze. W koñcu siê pan obudzi³. – Niski, korpulentny mê¿czyzna odziany w bia³y kitel stan±³ w drzwiach pokoiku. – Jest pan w szpitalu, a w³a¶ciwie w punkcie medycznym. Nic pan nie pamiêta?
Piotr spojrza³ na mê¿czyznê zdziwiony, po czym odpowiedzia³
- Nie.
- W bazie by³ wybuch, a panu nie uda³o siê uciec. Cud, ¿e pan ¿yje, ale mam równie¿ z³± wiadomo¶æ. Zwalona ¶ciana przygniot³a panu nogê i musieli¶my j± amputowaæ.
- Co?!- Piotr przez chwilê mia³ nadziejê, ¿e to tylko sen, ale gdy odchyli³ ko³drê, dotar³o do niego, i¿ rzeczywisto¶æ bywa czasem gorsza od najstraszliwszego koszmaru.
-
***
Szeregowy Andrzej Cie¶lik kr±¿y³ niespokojnie wokó³ namiotu szpitalnego, raz po raz kryj±c siê w cieniu roz³o¿ystych palm przed ¿arem, który mimo wczesnych godzin sp³ywa³ z b³êkitnego nieba. Ale¿ tu gor±co. Je¶li istnieje piek³o, z pewno¶ci± nie jest bardziej upierdliwe pod wzglêdem temperatury ni¿ ta przeklêta pustynia. Zreszt± nawet gdyby by³o, to przecie¿ w piekle nie siedzi siê z wyboru, tylko za karê, przynajmniej tak mówi³ ksi±dz na religii, wieki temu. Andrzej przystan±³ na chwilê, nie¶wiadomie wystawiaj±c twarz ku s³oñcu. Czapka d¿okejka opad³a mu na oczy, ale nie zdo³a³a os³oniæ d³ugiego, upstrzonego piegami nosa.
- No, tak- mrukn±³- sprawdza siê stare, polskie przys³owie: „ jak trwoga to do Boga”, przecie¿ nigdy nie by³em specjalnie religijny, nawet jako dziecko do ko¶cio³a chodzi³em dla kartki, a tu proszê, snujê rozwa¿ania teologiczne.- otar³ czo³o wierzchem d³oni- Zadziwiaj±ce, co te¿ klimat i ta piekielna wojna potrafi± zrobiæ z cz³owiekiem. Nied³ugo Zdrowa¶ki zacznê odmawiaæ- prychn±³ pogardliwie, przy czym znów zacz±³ kr±¿yæ wokó³ punktu medycznego
Jaki¶ czas pó¼niej po³a namiotu odchyli³a siê lekko. Niski, korpulentny mê¿czyzna z brod±, o dobrotliwym wyrazie twarzy wyszed³ Andrzejowi naprzeciw.
- Szeregowy Cie¶lik?- zapyta³, kalecz±c polskie nazwisko do tego stopnia, ¿e Andrzej nie zrozumia³ go w pierwszej chwili.
- Szeregowy! To wy przynie¶li¶cie rannego majora?- lekarz zrezygnowa³ z pytania o godno¶æ widz±c, ¿e kolejne próby nie przynosz± rezultatu.
-Tak jest!- Andrzej zasalutowa³- co z nim?
- W³a¶nie siê wybudzi³. Mo¿ecie do niego zajrzeæ, je¶li nie macie innych zajêæ. Uprzedzam, jednak, ¿e jest w niema³ym szoku. W³a¶nie dowiedzia³ siê, ¿e do koñca ¿ycia zostanie inwalid±.- powiedzia³ lekarz i odszed³ zostawiaj±c Andrzeja sam na sam z nowin±.
Inwalida, jak ja nienawidzê tego okre¶lenia… Nie zastanawiaj±c siê d³u¿ej nad s³owami kapitana w kitlu, Cie¶lik wszed³ do namiotu.
Rozdzia³ V
Szpital wojskowy Bagdad 13. Lipca 2005
Kochana Aniu.
Obiecywa³em pisaæ do Ciebie, lecz wierz mi, w tym miejscu nie jest to ³atwe. Tutaj ¿yje siê inaczej. Czas odmierza siê nie w minutach, godzinach, miesi±cach i latach, ale w ilo¶ci zu¿ytych naboi.
To miejsce jest piek³em, prawdziwym piek³em. Nawet s³oñce jest inne, mniej jasne, o wiele bardziej bezlitosne, a ziemia i powietrze przesi±k³y md³ym zapachem krwi.
Pamiêtasz, mówi³em Ci dawniej „ nie umia³bym zabiæ cz³owieka”, tutaj zrozumia³em, ¿e to tylko s³owa. Na wojnie, Aniu, musisz zabijaæ, by prze¿yæ, Twój czas liczy siê w ilo¶ci zabitych wrogów. Ja sam zabi³em wielu. Czujê siê, jak hitlerowiec, bezwzglêdny, bezduszny, okrutny. Nie ma tu O¶wiêcimia, Brzezinki, ani Majdanka, ale tylko dlatego, ¿e Arabowie nie wymy¶lili obozów, a Amerykanie ich nienawidz±. Có¿ z tego, kiedy ca³e miasto jest, jak ogromne krematorium, tylko o wiele straszniejsze. Codziennie, chodz±c ulicami, widzê tysi±ce ludzi umieraj±cych od chorób, ran, z g³odu lub pragnienia. Niektórzy b³agaj±, by skróciæ ich cierpienie, ale Aniu, nie potrafiê. Mo¿e pomy¶lisz „ co za ró¿nica, i tak zabijasz, ¿o³nierz, czy cywil, wszystko jedno”. Ró¿nica jest ogromna. Gdy stajesz na polu walki, wobec uzbrojonej jednostki, walczysz, jak w rycerskim pojedynku, ale nie na niewolê, ani do pierwszej krwi. Walczysz na ¶mieræ i ¿ycie, je¶li Ty nie zabijesz, zabij± Ciebie. To równa walka, pozwalaj±ca zachowaæ resztki godno¶ci. A dobijanie chorych? Resztki sumienia nie pozwalaj± mi tego robiæ. Ci ludzie tak bardzo potrzebuj± mi³o¶ci, tak pragn± czyjego¶ ciep³a, a jednocze¶nie s± tak ma³o ludzcy, ¿e przypominaj± zwierzêta w klatkach.
Pamiêtasz „Opowiadania” Borowskiego? Bohater jednego z nich mówi, ¿e „prawdziwy g³ód jest wtedy, gdy siê na drugiego cz³owieka patrzy, jak na co¶ do zjedzenia”
Tu jest taki g³ód…
Jestem w szpitalu, ranny po wybuchu bomby, któr± terrory¶ci zrzucili na bazê, gdy¶my siê tego najmniej spodziewali. Szpital to prawie wakacje, urlop od ciê¿kiego karabinu, widoku wynêdznia³ych dzieci, zabijania. Tu jestem cz³owiekiem, nawet ofiar±. To lepsze od bycia katem.
Dzi¶ rano powiedzieli mi, ¿e musiano amputowaæ praw± nogê. By³em w szoku. Powiedzieli „majorze, w tej sytuacji nie wróci pan do czynnej s³u¿by wojskowej” To lepiej, nigdy ju¿ nie stanê siê katem, bêdê tylko ofiar±. To straszne, wiem, ale cieszê siê, ¿e ¿yjê.
Aniu, za dwa miesi±ce ode¶l± mnie do Polski, do domu i, je¶li zechcesz, tak¿e do Ciebie.
To trudna decyzja, przemy¶l j± dobrze.
Twój, niezale¿nie od wszystkiego
Piotr S.
Rozdzia³ VI
Warszawa 11. Lipca 2005
Najdro¿szy.
Od miesiêcy nie mam ¿adnych wie¶ci od Ciebie. Nawet nie wiem, czy ¿yjesz… Obiecywa³e¶ pisaæ regularnie i pewnie tak by³o, tylko listy nie dosz³y. Mo¿e przechwycono je na granicy, albo samolot, którym lecia³y, rozbi³ siê nad morzem? Nie wiem.
Wczoraj, w radiowych wiadomo¶ciach, podawano informacjê o ataku irackich terrorystów na siedzibê kontyngentu pokojowego w Bagdadzie. Czy to ta, do której Ciebie wys³ano, kochany? Mówili, ¿e zginê³o dwudziestu dziewiêciu ¿o³nierzy, mo¿e Twoich towarzyszy? Stu dwudziestu trzech ciê¿ko raniono. Czy jeste¶ po¶ród rannych, czy mo¿e le¿ysz gdzie¶ pod gruzami, wydaj±c ostatnie tchnienie? Nie chcê o tym my¶leæ, a jednak wci±¿ nawiedza mnie taka wizja.
Byæ mo¿e ten list nie ma sensu, ale chcê znaæ prawdê, choæby tê najgorsz±. Je¶li przeszed³e¶ na drug± stronê, nie cierpisz, a list ode¶le dowódca, albo oddadz± Andrzejowi, je¿eli ¿yje, i on opisze mi wszystko. Chcê znaæ prawdê, ka¿da jest lepsza od niepewno¶ci.
Czy Twoja ¶mieræ by³a ¶mierci± bohatera, nawet nie muszê pytaæ, jestem tego tak samo pewna, jak swojej mi³o¶ci do Ciebie, mi³o¶ci ponad wszystko.
Je¿eli ¿yjesz, to czy cierpisz bardzo? Czy rany bardzo Ciê bol±? Wiem, jeste¶ silny, wiele potrafisz wytrzymaæ, lecz przede mn± nie musisz udawaæ. Pisz tylko prawdê, zawsze.
To co powiem, zabrzmi okrutnie. Nienawidzê my¶li o Twoim cierpieniu, ale gdyby rany by³y powa¿ne, pewnie odes³aliby Ciê do Polski, do domu i, oczywi¶cie, do mnie. Ta my¶l nape³nia mi serce rado¶ci±. Có¿ by to by³o za szczê¶cie, mieæ Ciê blisko, we wszystkim pomagaæ i wspieraæ. By³aby to nagroda za wszystkie cierpienia, nieprzespane noce, tysi±ce wylanych ³ez.
Tu, w domu, czas siê zatrzyma³. Pusto w nim bez Ciebie. Brakuje u¶miechu, brakuje ciep³a, choæ s³oñce przygrzewa. Noc± ¶ni³o mi siê nasze pierwsze wspólne ognisko, pamiêtasz je jeszcze? To co wtedy mówi³am, by³o prawd± i nie zmieni³o siê przez lata. Chcê, by¶ zawsze by³ przy mnie, niezale¿nie od wszystkiego
Niecierpliwie oczekujê wie¶ci od Ciebie, lub o Twojej bohaterskiej ¶mierci
Zawsze Twoja, kochaj±ca ca³ym sercem
Anna K.
Rozdzia³ VII
Anna stanê³a przed lustrem w ³azience przygl±daj±c siê sobie krytycznie. D³ugie do pasa, ciemnoblond w³osy wygl±da³y na mocno przet³uszczone, wielkie, szare oczy o lekko migda³owym kszta³cie by³y podkr±¿one i wyra¼nie odcina³y siê od bladej cery, której odcieñ uwydatni³ wystaj±ce ko¶ci policzkowe.
- Rany- jêknê³a Ania- wygl±dam jak uciekinierka z kostnicy.
Mechanicznie odkrêci³a kurek z ciep³± wod±. Pomieszczenie nape³ni³o siê ob³oczkami pary. Niedosz³a mieszkanka zak³adu pogrzebowego zdjê³a z pó³ki niewielki flakonik pe³en lawendowego olejku i, niespiesznie odkrêcaj±c korek, siad³a na brzegu wanny do po³owy wype³nionej gor±c± wod±. Kwiatowy zapach podzia³a³ koj±co na sko³atane nerwy. D³u¿szy czas le¿a³a w wannie, czuj±c jak rozkoszne ciep³o rozchodzi siê po ciele ³agodz±c napiêcie. Nagle to siê sta³o. Potwornie duszno. Ciê¿ar na klatce piersiowej. P³uca rozrywa têpy ból.
- Co jest, do cholery jasnej?!- My¶l w szaleñczym tempie przemknê³a przez g³owê. Anna odetchnê³a. Zabola³o. Z trudem podnios³a siê z wanny. Przed oczyma miga³y ognistoczerwone plamy. Nag³y rozb³ysk ¶wiat³a, potem ciemno¶æ.
- Serce...- zd±¿y³a pomy¶leæ, nim ¶wiadomo¶æ zgas³a.
***
O¶lepiaj±cy b³ysk. Oko zareagowa³o z opó¼nieniem.
- S³yszy mnie pani? Proszê otworzyæ oczy.- ³agodny, lecz stanowczy g³os da³ siê s³yszeæ, jakby z oddali. Na zmianê, przybiera³ i traci³ na sile. Anna ostro¿nie, bardzo powoli unios³a powieki. Rozejrza³a siê woko³o. Czysta, sterylna biel ¶cian, szum wentylatora nad drzwiami. W±skie, zas³ane jednorazowym prze¶cierad³em ³ó¿ko, kozetka w³a¶ciwie.
- Cholera...
- Nie, tylko omdlenie.- postaæ w kitlu u¶miechnê³a siê ³agodnie. - Pamiêta pani co siê sta³o?
- Oczywi¶cie. Bra³am k±piel, musia³a byæ odrobinê za gor±ca, bo zrobi³o mi siê s³abo...- urwa³a, jak gdyby zabrak³o jej tchu.
Lekarz, który z pocz±tku nie zauwa¿y³, ¿e dzieje siê co¶ niepokoj±cego, czeka³ na dalsze wyja¶nienia. Oczywi¶cie, zna³ przebieg wydarzeñ, by³ przecie¿ tym, który dy¿urowa³ w karetce i przywióz³ Annê do szpitala. Musia³, jednak sprawdziæ, czy na skutek upadku nie dozna³a uszkodzenia mózgu. Spojrza³ wyczekuj±co, a to co zobaczy³, zupe³nie go zaskoczy³o. Kobieta le¿a³a z przymkniêtymi oczyma, dysz±c ciê¿ko.
- Pani Aniu, co siê dzieje?- spyta³ podchodz±c bli¿ej.
- Trudno mi oddychaæ- wyszepta³a otwieraj±c oczy. Rzeczywi¶cie, jej oddech by³ p³ytki i nierówny.
- Ju¿ dobrze, proszê siê uspokoiæ. Czy co pani± boli?
Pacjentka zaprzeczy³a ruchem g³owy.
- Wiêc to tylko nerwy. - lekarz u¶miechn±³ siê i doda³ - Spokojnie, nic pani nie grozi. To przej¶ciowa reakcja.
Odczeka³ chwilê, a¿ Anna siê uspokoi i pomóg³ jej usi±¶æ na kozetce.
- W porz±dku?- zapyta³
-Tak, nic mi nie jest, ale...- znów na chwilê zamilk³a - niech mi pan powie, co to, u licha, by³o?
- Mówi³em ju¿, zwyk³e omdlenie. Kobietom to siê czasem zdarza i samo w sobie nie jest gro¼ne, tak wiêc nie ma powodu do niepokoju. Jednak proszê uwa¿aæ na siebie. Gdyby to siê zdarzy³o po raz kolejny, proszê zg³osiæ siê do lekarza.
Anna podziêkowa³a i, pogr±¿ona we w³asnych my¶lach, opu¶ci³a szpital.
Rozdzia³ VIII
Piotr wolno otworzy³ oczy. Przez niewielkie okienko s±czy³o siê ostre ¶wiat³o s³oñca. Parne, irackie po³udnie. Skrzypnê³y drzwi. Piotr odwróci³ g³owê. Spodziewa³ siê lekarza, pielêgniarki, lub Andrzeja, tote¿ nielicho zaskoczy³ go widok potê¿nej sylwetki genera³a Andersona. Uniós³ siê na wezg³owiu, odruchowo salutuj±c dowódcy. Ten przysiad³ na krawêdzi ³ó¿ka bacznie przygl±daj±c siê choremu.
-Witam majorze- rzek³ wreszcie- Jak siê pan czuje?
-Nieco lepiej, dziêkujê generale- Piotr u¶miechn±³ siê z wysi³kiem.
-S³ysza³em co siê sta³o, to musi byæ dla pana trudne.
- Nie a¿ tak...- major zacisn±³ zêby, nie chc±c, by dowódca dostrzeg³ jego prawdziwe uczucia.
- Jeste¶ silny, ch³opcze- Anderson nieoczekiwanie porzuci³ s³u¿bowy ton- ale chyba wiesz, co to oznacza...?
-...demobilizacja. Tak, wiem, generale.- odpowied¼ by³a rzeczowa, na oko, pozbawiona jakichkolwiek uczuæ.
Dowódca kiwn±³ potakuj±co g³ow±.
- Demobilizacja, przymusowy powrót do Polski, prawdopodobnie renta wojskowa. - u¶ci¶li³. W tym momencie Piotrowi pu¶ci³y nerwy.
- Cholera.- zakl±³ po polsku, po czym natychmiast przeszed³ na angielski- I tak do koñca ¿ycia?
-Niekoniecznie. Nie wiem, jakie s± wasze polskie przepisy...- Anderson potar³ w zamy¶leniu czo³o- S±dzê, jednak, ¿e bêdziesz móg³ pozostaæ w sztabie, jako, nazwijmy to, pracownik administracyjny, czy kto¶ w tym rodzaju.
- Ale wspomina³ pan o rencie wojskowej?
- Tak, to prawda. Chodzi o czasowe przej¶cie w stan spoczynku, przerwê pomiêdzy czynn± s³u¿b±, a prac± czysto biurow±. Okres na dostosowanie siê do nowej sytuacji. Oczywi¶cie, zachowasz rangê.- doda³.- Có¿, na mnie ju¿ czas. Trzymaj siê, ch³opcze. - u¶cisn±³ d³oñ Piotra i wyszed³ z pomieszczenia.
***
Piotr Spa³ka le¿a³ wpatruj±c siê w pokryty drobnymi zaciekami sufit. Czu³ pustkê. Demobilizacja, powrót do Polski, renta wojskowa, potem, byæ mo¿e, praca w administracji sztabu. Wszystko przez jeden g³upi ³adunek pod³o¿ony przez bandê kretynów- zwolenników Saddama Husseina. Powrót do domu. Czy Ania nadal go kocha?Czy zechce wyj¶æ za nieudacznika, ¿o³nierza- kalekê? Ba, wci±¿ pozostaje ranga majora.
- Pal diabli- rzuci³ w przestrzeñ- niech sobie wsadz± dystynkcje, chcê tylko byæ zdrowy!- ze z³o¶ci± uderzy³ piê¶ci± w koc. Prawa stopa
zap³onê³a nag³ym bólem.
- Jak to mo¿liwe?! Przecie¿ amputowali do kolana. Boli mnie co¶, czego nie ma, no ³adnie...A niech mnie, przecie¿ to siê nazywa bóle fantomowe- Piotr pukn±³ siê w czo³o- czyli nie zwariowa³em.
D³u¿szy czas le¿a³, ws³uchuj±c siê w ciszê. Nawet nie zauwa¿y³, kiedy zapad³ w sen.
Obudzi³o go czyje¶ dotkniêcie. To by³ delikatny dotyk drobnej, szczup³ej d³oni, ale Piotr odruchowo szarpn±³ siê do ty³u. By³ ¿o³nierzem, dotyk kojarzy³ mu siê prawie wy³±cznie z atakiem, szczególnie tu, w tym piekle na ziemi. Reakcja by³a instynktowna. Cia³o zadzia³a³o, jak automat, zupe³nie bez udzia³u woli.
-Majorze, spokojnie- g³os by³ cichy, jakby st³umiony. Piotr uchyli³ powieki. Kobieta w bieli. Anio³? Nie, tylko pielêgniarka.
- Przepraszam, to taki odruch- jeszcze raz spojrza³ na dziewczynê.
Mia³a mi³±, okr±g³± twarz, ciemne, prawie zupe³nie czarne, oczy o ³agodnym wyrazie, skryte za szk³ami okularów. Czarne w³osy spiê³a wysoko, widaæ po to, by nie przeszkadza³y jej w pracy.
- Przysz³am sprawdziæ, jak siê pan czuje. Wygl±da³o na to, ¿e ma pan gor±czkê, wiêc...- t³umaczy³a zawstydzona-Pozwoli pan?- wyjê³a z kieszeni termometr.
Piotr skin±³ g³ow±. Jako¶ nie mia³ si³y mówiæ. Czu³ siê ¼le, jakby w³a¶nie zsiad³ z pêdz±cej karuzeli.
-No tak, trzydzie¶ci dziewiêæ z kreskami...- pielêgniarka strzepnê³a termometr. - Doktorze!
Korpulentny mê¿czyzna stan±³ w drzwiach. By³ bez fartucha, w samym mundurze ozdobionym naszywkami kapitana.
- Co jest?- zapyta³ krótko.
- Major gor±czkuje.
Jednym skokiem znalaz³ siê przy chorym. Sprawdzi³ odruch ¼renic, a nastêpnie ods³oni³ ranê. Opatrunek przesi±k³ niemal na wylot.
-Przynie¶ ¶rodki opatrunkowe i jednorazowe rêkawiczki, najlepiej ze dwie pary- poleci³ dziewczynie.
_Rozdzia³ IX
Po³udnie by³o tego dnia wyj±tkowo parne, nawet jak na ¶rodek lata. S³oñce b³yszcza³o z³oci¶cie, niczym ogromna latarnia, o¶wietlaj±c pobojowisko.
Szeregowy Andrzej Cie¶lik siedzia³ na gruzach koszar, gniot±c fura¿erkê w d³oni.By³ ca³kowicie pogr±¿ony we wspomnieniach. Rozmy¶la³ o chwili, kiedy razem z Piotrem podjêli decyzjê o wst±pieniu w szeregi Wojska Polskiego. Patrz±c z perspektywy czasu, u¶wiadomi³ sobie, ¿e ten akt w³a¶ciwie trudno nazwaæ decyzj±. To by³ impuls.
Którego¶ dnia, wiele lat temu, siedz±c na pod³odze w pokoju Piotra, bawili siê zestawem o³owianych ¿o³nierzyków przyniesionym ze strychu. Andrzejowi niesamowicie podoba³a siê odlana z metalu sylwetka, a zw³aszcza precyzyjnie odwzorowana broñ.
-Wiesz- zwróci³ siê do przyjaciela - chcia³bym mieæ tak± pukawkê, tylko prawdziw±.
Starszy kolega zmierzy³ go badawczym spojrzeniem.
- To da siê zrobiæ. - powiedzia³
-Naprawdê?
- Pewnie. Wystarczy pój¶æ do wojska, jak na filmach.
- I bêdziemy mieli zielony mundur, i czapkê, i z³ote guziki z orze³kiem?- Andrzejowi z zachwytu b³yszcza³y oczy
- Tak i nie tylko. Dadz± pukawki, ale nie takie.
- Nie?- iskierki w oczach m³odszego z ch³opców lekko przygas³y
- Lepsze, niemoto, o niebo lepsze- Piotrek spojrza³ na niego z politowaniem- Oj, Jêdrek, Jêdrek, ale¶ ty dziecinny. Z takiej to Skrzetuski do Bohuna strzela³- doda³ robi±c przem±drza³± minê.
- A ja my¶la³em, ¿e oni z koni, szablami...
- Szablami i z koni, ale z samopa³ów te¿, a wojsku to lepsze maj±- Piotrek u¶miechn±³ siê promiennie. -Tylko koni nie maj±, bo to nie te czasy. Ale, pal diabli, nie dadz± nam koni, to dadz± czo³g, albo inne cudeñko.
- To ty te¿ chcesz do wojska?- tym razem Andrzej naprawdê siê zdziwi³.
- A co¶ ty my¶la³, osio³ku, ¿e ciê samego puszczê na tak± zabawê?
Skomplikowanym ruchem d³oni przypieczêtowali uk³ad. Mieli wtedy jakie¶ dziesiêæ-dwana¶cie lat, ale wzajemn± obietnicê potraktowali obaj bardzo powa¿nie.
To nie takie proste, pomy¶la³ Andrzej opieraj±c siê o ha³dê gruzu. Dali mundur i broñ, ale nauczyli te¿ raniæ i zabijaæ. Trzymaj±c karabin mam w d³oniach czyje¶ ¿ycie. Ode mnie zale¿y los cz³owieka. Nie prosi³em o tak± w³adzê. Ba, i to nieprawda. Dowódca ma w³adzê, ja tylko wykonujê rozkazy. Ka¿e strzelaæ to muszê. Dzia³am, jak automat. Zmieni³em siê i nawet nie wiem kiedy. D³oñ przyros³a do broni, gotowa w ka¿dej chwili poci±gn±æ za cyngiel. Ile jeszcze we mnie cz³owieka?
Wyj±³ broñ z kabury i uwa¿nie zlustrowa³ j± wzrokiem. D³uga , stalowa lufa zal¶ni³a w s³oñcu. Dêbowe drewno, w które by³a oprawiona, nosi³o na sobie ¶lady jego przykurzonych palców.
- To dziwne, ¿e jednak z¿y³em siê z broni± i nie czujê do niej odrazy- szepn±³ ch³opak- Pewnie podobnie czuli siê polscy szlachcice w XVII wieku. Prawdopodobnie kochali swoje szable w ten sam dziwny, nieuchwytny sposób, w jaki ja kocham moj± maszynkê. Ja jestem Cie¶lik, a to jest pani Cie¶likowa- u¶miechn±³ siê parafrazuj±c wypowied¼ Sienkiewiczowskiego bohatera- Swoj± drog±, ciekawe czy Piotrek czuje siê tak samo...- przed oczyma stanê³a mu twarz przyjaciela, taka, jak± j± widzia³ ostatnio. Ciemnobr±zowe oczy przepe³nione bólem, wokó³ nich sine obwódki. Policzki zapadniête, z wypiekami spowodowanymi gor±czk±, usta mocno zaci¶niête, zapewne po to, by nie krzyczeæ z bólu. |
Andrzej wsta³, zabra³ broñ i ruszy³ w kierunku lazaretu. Nagle poczu³, ¿e musi za wszelk± cenê zobaczyæ przyjaciela.
***
Andrzej wszed³ do namiotu szpitalnego. W nos uderzy³ go ostry zapach jodyny, leków i jeszcze jaka¶ lekko s³odkawa, mdl±ca woñ, której z pocz±tku nie umia³ zidentyfikowaæ. Dopiero po chwili dotar³o do niego, ¿e tylko ludzka krew mo¿e pachnieæ w ten sposób.
- Dobry Bo¿e- szepn±³ klucz±c miêdzy pryczami w poszukiwaniu tej, któr± zajmowa³ Piotr - co za upiorny zaduch, od samego wdychania mo¿na wyzion±æ ducha.
Siad³ na ³ó¿ku przy oknie i spu¶ciwszy wzrok, uj±³ d³oñ le¿±cego. Nie mia³ odwagi spojrzeæ mu w twarz. Ba³ siê, ¿e nie zobaczy w niej ¿ycia.
- Piotr?- szepn±³ cicho. Odpowiedzia³a mu tylko cisza. D³u¿sz± chwilê wpatrywa³ siê w nieskazitelnie bia³± po¶ciel, a¿ zniecierpliwiony czekaniem, prze³ama³ siê i spojrza³ ku wezg³owiu.
Major Piotr Spa³ka le¿a³ nieruchomo jak kuk³a.Oczy mia³ zamkniête, usta zaci¶niête w w±sk± kreskê. Twarz by³a blada, jak kreda, tylko na policzkach wykwit³y ciemnoczerwone rumieñce.
Andrzej powoli podci±gn±³ siê na ³ó¿ku, tak, by byæ bli¿ej przyjaciela. Robi³ to cicho, nie chc±c zak³ócaæ mu snu.
-Kto tu jest?- us³ysza³ po chwili cichy szept
-To ja, Andrzej.
- Andrzej...Andrzej...- chory patrzy³ pó³przytomnie, jak gdyby próbuj±c sobie co¶ przypomnieæ.- Ania...zawo³aj Aniê...- ostatnie s³owa sprawi³y, ¿e Cie¶likowi ciarki przebieg³y po plecach. To ju¿ chyba koniec, bredzi, pomy¶la³ przera¿ony. Spojrza³ w oczy przyjaciela. By³y szkliste i zwê¿one w ten charakterystyczny sposób, w jaki ¼renica reaguje na ostre, jaskrawe ¶wiat³o.. Chory oddycha³ nierówno, ³owi±c ustami powietrze, jak ryba wyjêta z wody. Andrzej wsta³, podszed³ do stoj±cej w k±cie umywalki i zmoczywszy rêcznik, po³o¿y³ go na czole przyjaciela, drugim natomiast zwil¿y³ mu usta. Piotr powoli odzyskiwa³ kontakt z rzeczywisto¶ci±.
Kilkakrotnie zamruga³, a¿ rozpoznawszy go¶cia, u¶miechn±³ siê blado
- D³ugo tu jeste¶?- zapyta³. Mówi³ cicho, a jego g³os by³ mocno zachrypniêty.
-Nie wiem, mo¿e z godzinê. Za to ty chyba wróci³e¶ z dalekiej podró¿y.
- Co ty, ch³opie, gadasz? Nigdzie siê st±d nie rusza³em, bo niby jak?
- Gada³e¶, jak pot³uczony. Kaza³e¶ wo³aæ Aniê, oczy ci siê ¶wieci³y, jak lalce. My¶la³em, ¿e odlecia³e¶- Andrzej mówi³ szybko, po³ykaj±c koñcówki wyrazów- ale ju¿ dobrze...
- Bredzisz, jakby¶ siê naæpa³. Nic nie jest dobrze, do cholery jasnej! ¿ycie mi siê skoñczy³o, a ty mówisz, ¿e wszystko w porz±dku!- Piotr spojrza³ na przyjaciela roziskrzonym wzrokiem.
- Znów masz gor±czkê?- Andrzej patrzy³ z trosk±- Czekaj, zmieniê ci ok³ad, zaraz poczujesz siê lepiej. S³uchaj, mia³e¶ wypadek, ale ¿yjesz, ¿yjesz i wbij to sobie do tego swojego rozgor±czkowanego ³ba.
- I co z tego?!- prychn±³ w¶ciekle Piotr- spójrz na to...- odrzuci³ koc, ukazuj±c rozleg³± ranê w miejscu, gdzie powinna znajdowaæ siê prawa noga.
Andrzeja zemdli³o. Dwukrotnie prze³kn±³ ¶linê, chrz±kn±³ i zamruga³.
Jego przyjaciel uwa¿nie obserwowa³, jak próbuje sobie poradziæ z tym, co zobaczy³, a¿ wreszcie u¶miechn±³ siê krzywo i rzek³
- Oj, Jêdrek, nie umiesz udawaæ, zreszt± nigdy nie umia³e¶. Od razu widaæ, ¿e nie przywyk³e¶ do takich widoków. A teraz, wyobra¼ sobie, ¿e musisz to ogl±daæ dwadzie¶cia cztery godziny na dobê przez siedem dni w tygodniu i tak do koñca ¿ycia, plus do tego, ból trudny do zniesienia. No, naprawdê "ju¿ dobrze", co?- doda³ sarkastycznie- Przestañ patrzeæ na mnie, jak na wariata, dobrze wiesz, ¿e tego nienawidzê!
Andrzej, rzeczywi¶cie spogl±da³ lekko nieprzytomnym wzrokiem. Próbowa³ uporz±dkowaæ rozbiegane my¶li i uspokoiæ ¿o³±dek, który podchodzi³ mu do gard³a.
- Mogê ci jako¶ pomóc?- wychrypia³ w koñcu
-Jasne. Mo¿esz mnie zastrzeliæ. Masz chyba broñ?
-Piotrek, zwariowa³e¶?!To rzeczywi¶cie trudna sytuacja, ale poradzisz sobie.
- Mówisz, jakby¶ nie wiedzia³, co taka rana oznacza dla ¿o³nierza- g³os majora stwardnia³, gdy przez zaci¶niête zêby wymawia³ kolejne s³owa.
- Demobilizacja. Renta wojskowa. Praca w administracji sztabu. Wszystko, jak podkre¶la³ genera³ Anderson...
-Anderson by³ u ciebie?!- Cie¶likowi niemal oczy wysz³y z orbit ze zdziwienia
-...z zachowaniem dystynkcji. Oczywi¶cie, ¿e by³, o¶le jeden. Niby jak inaczej mia³bym z nim rozmawiaæ?
-Telepatycznie?- Andrzej wyszczerzy³ zêby w u¶miechu.
Obaj mê¿czy¼ni, jak na komendê parsknêli ¶miechem.
- No stary, uszy do góry- Andrzej pierwszy spowa¿nia³.- To wszystko nie jest takie z³e. Wszyscy skacz± ko³o ciebie, jak ko³o ksi±¿±tka. Ka¿da z tych zgrabnych pielêgniareczek tylko czeka na twoje skinienie. ¦pisz sobie do po³udnia, podczas gdy my tam zachrzaniamy, jak dzikie os³y przy odbudowie koszar. Do domu te¿ wrócisz wcze¶niej i to nie byle jak, ale klimatyzowanym samolotem, do tego z eskort±. W Polsce te¿ bêdzie weso³o. Bêdziesz mia³ mnóstwo czasu dla siebie. ¯adnego wstawania bladym ¶witem, ¿adnych apeli, biegów prze³ajowych z ka³achem przerzuconym przez ramiê. Ca³e dnie bêdziesz móg³ spêdzaæ przed telewizorem, tul±c tê swoj± ¶liczn±, z³otow³os± ksiê¿niczkê...- urwa³ my¶l±c o Ani. Jak ona zareaguje? Jasne, nie zostawi Piotra, nie ten typ kobiety, ale ile j± to bêdzie kosztowa³o? Ile ³ez wyleje w poduszkê, pod os³on± nocy? Ania przez lata znajomo¶ci sta³a siê dla Andrzeja, jak m³odsza siostra. Kocha³ j± na swój prosty, ¿o³nierski sposób i dlatego bola³a go my¶l o jej cierpieniu.
- Anulka ma kasztanowe, a nie z³ote w³osy, matole jeden- prychn±³ Piotr- I co, fantasto od siedmiu bole¶ci, skoñczy³y ci siê pomys³y na uk³adanie mi ¿ycia?!- doda³ sarkastycznie, wykorzystuj±c milczenie przyjaciela. - Id¼ ju¿, je¿eli nie masz nic ciekawszego do powiedzenia.
- Jak chcesz.- Cie¶lik nieprzyzwyczajony do takiego zachowania ze strony towarzysza wsta³ i ruszy³ w kierunku drzwi.
- I jeszcze jedno- rzuci³ Piotr za wychodz±cym- popracuj nad gadk±, bo nie brzmisz dobrze. Od razu widaæ, ¿e k³amiesz.
Zmieni³ siê, bardzo siê zmieni³, ale mo¿e ja te¿, pomy¶la³ Andrzej opuszczaj±c szpital.
_________________________________
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfunlifepok.htw.pl